Skip to content

Dobry dzień

  • o kobiecości, jej mocy i energii
  • kobiecy punkt widzenia
  • iść własną drogą

📅 22.10.2020

To był dobry dzień. Zwyczajny, ale dobry. Bez fajerwerków i ekscytacji, ale dobry. Być może moje odczucia podyktowane są naładowanym słońcem akumulatorem wewnętrzej siły. Być może tak wpłynęły na mnie wybarwione liście klonów, rozpostarte po horyzont widoczny z okien mojego salonu. A może to kwestia poczucia bezpieczeństwa, które wciąż się we mnie buduje.

Co wieczór przed snem syna mamy swój rytuał podziękowań i próśb do Tego, Który nad nami czuwa. Prosta czynność. Krótki wgląd w sytuację dnia mijającego. I właśnie w tej prostocie kryje się niezwykła siła. Zaczynam dostrzegać małe rzeczy i cieszyć się nimi. Myśli nie krażą stale wokół tego, czego zabrakło, co się nie wydarzyło, ale tego co buduje, co daje poczucie, że dzień był dobry i z chęcią czekamy na kolejny. Życzliwi ludzie obok, telefon, który dzwoni i jej lub jego głos, który dane mi jest usłyszeć, filiżanka kawy, bliskość w objęciach hamaku, spacer w blasku słońca i wiatr rozwiewający włosy, ciepły talerz zupy, miękkość dywanu podczas wspólnego czytania, szybko wysychające pranie, ogarnięte domowe sprawunki, dach nad głową, świeże bułki z piekarni, soczyste jabłko, wspólny spacer, szerokie ramiona, w które można się wtulić wieczorną porą, napisany post, przeczytana książka, wykonana praca - ogrom codziennego, zwyczajnego, niezbędnego mi do życia DOBRA!

Jeszcze niedawno życie było dla mnie gonitwą. Byle do piątku. Byle do wakacji. Byle do jesieni. I tych "byle do" była nieskończona nieskończoność. Dziś życie staje się dla mnie niespieszną podróżą. Wciąż uczę się wdzięczności za to co mam, dostrzegania ogromu dobra, które mnie otacza. Choć mam swoje problemy, trudności, bolączki. Czegoś czasem brakuje, a drugiego zupełnie niepotrzebnie jest w nadmiarze. Ale wreszcie przekonuję się na sobie samej, że wyolbrzymione dobro, kierowanie myśli ku temu, co pozytywne bardzo mnie wzmacnia. Na tyle, że braki lub nadmiary aż tak mi nie ciążą. Nie są już barierą nie do pokonania. Dasz wiarę, że jeszcze niedawno kwestie pozytywnego nastawienia, projekcji czy afirmacji były mi tak odległe, nieosiągalne? Ale zmiana rodzi zmianę...

Zanim świat stanął na głowie odwiedziła mnie koleżanka z czasów studiów. Długo się nie widziałyśmy. Nasze drogi w pewnym momencie się rozeszły. Moje wewnętrzne poczucie bólu istnienia kategorycznie odgrodziło mnie od Niej. Szukała kontaktu, lecz ja uciekałam w głąb swojej skorupy. Nie naciskała. Uszanowała. Jestem Jej za to ogromnie wdzięczna. I ten kontakt, któremu bardzo daleko było do choćby namiastki bliskości, nagle rozbłysł z chwilą gdy przeszła próg mojego domu. Wtedy po raz pierwszy poczułam zmianę. Zmianę w Niej, która ciągnęła mnie ku sobie. Było w tym coś fascynującego. I ja, jak to ja (wszystko już, natychmiast i z pełną mocą) chciałam już całą sobą rzucić się w wir tej zmiany ale... odkryłam, że w ogóle nie jestem na to gotowa. Zmiana w Niej zaczęła mi doskwierać, zaczęłam się tego bać. Bo Jej zmiana stała się początkiem mojej zmiany. Coś się we mnie budziło, coś umierało bezpowrotnie. Było to niezwykle bolesne. Czułam się jakbym stała z nowymi zasłonami, garścią bibelotów i nowym dywanem u progu mojego domu, który właśnie wybuchł, został zmieciony z powierzchni ziemi. Czułam się jak idiotka, chcąca ozdabiać zgliszcza. Wtedy zrozumiałam, że nie czas na dekor, tylko na odgruzowywanie, przeczesanie rumowiska, ocenę strat i rozmiaru katastrofy, a później czas na budowę, solidną, od fundamentów.

Tak to się zaczęło. A z biegiem czasu kobiet-ispiracji przybywało na mojej drodze. Przybywało też pracy, bo zaczęłam dostrzegać mnóstwo nieznanych mi wcześniej możliwości. Chcę byś wiedziała, że kiedy robi się naprawdę źle to znaczy, że właśnie stajemy przed szansą, by stało się naprawdę dobrze. Gdy siadam i płaczę (tak!, nadal zdarza mi się to! jest jeszcze wiele elementów rumowiska do odgruzowania, do naprawienia) i gdy już wszystki żal ze mnie wypłynie, rozpoczynam podróż w głąb siebie, w poszukiwaniu odpowiedzi co dobrego z tej niezwykle trudnej sytuacji może wyniknąć. W którą stronę ruszyć, by uwolnić się z cierni i wpaść w objęcia miękkiej zieleni.

Grzech zaniechania. To winowajca. Główny aktor tragedii pod tytułem "potrzebowałam ale nie otrzymałam". Pora przestać być małą dziewczynką. Pora przestać oczekiwać, że ktoś inny da mi to, czego potrzebuję. Jeśli brakuje Ci przytulania - zacznij przytulać. Jeśli brakuje Ci wysłuchania - zacznij najpierw sama słuchać. Jeśli brakuje Ci kontaktu - weź telefon i zadzwoń. Jeśli nie widzisz sensu - załóż buty i rusz go poszukać. Nie czekaj aż się domyśli - po prostu mu powiedz. Jeśli czegoś pragnę, to zamiast gromadzić w sobie nierealne do spełnienia oczekiwania, chcę sama próbować sięgnąć tego, czego pragnę. Prosić o pomoc, zamiast jej oczekiwać i żądać. Dziękować za najmniejsze dobro, zamiast przestępując z nogi na nogę czekać na coś znacznie większego i efektowniejszego.

Nie zawsze rzeczy wielkie dają szczęście i są jedynym warunkiem odczuwania go. Prawdziwą sztuką jest wydobyć je z małych, codziennych spraw.

To był dobry dzień. A Twój jaki był?

← PoprzedniNastępny →

Komentarze

  • Powered by Contentful