Skip to content

Muzyka ciszy

  • o kobiecości, jej mocy i energii
  • kobiecy punkt widzenia
  • iść własną drogą

📅 21.10.2020

Cisza. Jak ja kocham ciszę. Jakoś tak zbiegło się w czasie, że z pojawieniem się na świecie młodocianego, kocham tę ciszę jakby bardziej... Uwielbiam ruch, stale zajęte czymś ręce, usta z których wciąż wydobywają się miłe dla ucha dźwięki, ale wieczorem najbardziej kocham ciszę. Ma w sobie coś z magii, z tajemnicy i obietnicy. Moment wyczekiwania. Gdy świat wokół mnie cichnie, w mojej szafie rozpoczyna się koncert. Nie zawsze dyrygent staje na wysokości zadania, nie zawsze jest to popis wirtuozów światowego formatu. Bywa różnie i właśnie na to RÓŻNIE czekam.

Bywają cisze wieczorno-nocne wypełnione po brzegi... po prostu CISZĄ i miarowym oddechem zapadającego w sen ciała. Ale bywają też takie, w których aż dudni od natłoku myśli. I każda z tych myśli jest niczym olśnienie. Prawda objawiona, która koniecznie teraz, w tym momencie musi zabrać głos. I wtedy... zaczynam do siebie gadać.

Znasz to? Długie minuty przechodzące w kwadranse, a nierzadko kwadranse w godziny, ciągłej paplaniny wewnętrznego głosu? Tysiące scenariuszy do każdej sytuacji, przechodzącego już do przeszłości dnia codziennego. Cięte riposty, które nagle budzą się (to nic, że przespały moment swojej realnej sławy i szansę na wybrzmienie w szerszych kręgach niż tylko ściany mojej szafy). Genialne w swej prostocie rozwiązania problemów, na które żaden podejmowany za dnia wysiłek nie był w stanie znaleźć odpowiedniego schematu działania.

Wiesz co jest dla mnie najgorsze? Świadomość, że niektóre z myśli, pomysłów, odczuć tak ważnych dla mnie i tak silnych, mogłoby rozmyć się pod woalem nocy, prysnąć jak mydlana bańka. I wtedy zaczyna się walka między potrzebą snu a potrzebą wypełnienia po brzegi serca i głowy tymi myślami, które z nieznanych mi powodów pojawiają się tylko nocą. Choć jeśli głębiej się nad tym zastanowić to powód nasuwa się sam. Nocą znika spora część rozpraszaczy. Wewnętrzny głos wreszcie nie musi konkurować z ciągłym szumem dnia.

Wiele ze zdobyczy cywilizacyjnych jest błogosławieństwem dla łatwości życia codziennego, ale zdecydowanie jest też przekleństwem dla wewnętrznej głębi moich myśli. Znalazłam sposób. Odkryłam go kilka dni temu i nieustannie testuję. Nagle (nagle dla mnie rzecz jasna, bo śmiem twierdzić, że to co dla mnie jest odkryciem ostatnich dni, dla wielu jest sprawą tak oczywistą jak fakt, że po nocy nadchodzi dzień) okazuje się, że w bezdennej skrzyni zwanej internetem można znaleźć muzykę na każdą okazję!!! Serio! Muzykę na spokojny sen, muzykę na przypływ witalności i dobrej energii, muzykę na zdrowie, muzykę na radość, muzykę na wszystko czego komu potrzeba! Do tej pory znałam tylko muzykę relaksacyjną - bardzo przeze mnie niedocenianą, i muzykę wszelaką, której nie przypisywałam żadnej mocy. I pomyśleć, że można przeżyć życie, będąc otoczonym muzyką, której mocy nigdy można nie odkryć, nie zauważyć... Więc tak, ostatnio odkrywam energię z niej płynącą. Odnajduję w niej szansę na usłyszenie swojego wewnętrznego głosu nawet za dnia.

Czasem wprawiają mnie w osłupienie moje własne odkrycia spraw/rzeczy, które po chwili okazują się tak naturalną częścią mojego życia, że aż dziwne, iż wcześniej na ich trop nie wpadłam.

Jest szansa, że będę miała szansę pisać, a jednocześnie wysypiać się! Sprytna ja!

← PoprzedniNastępny →

Komentarze

  • Powered by Contentful