Skip to content

Oswoić życie, by podążyć za sobą

  • iść własną drogą
  • w świecie emocji
  • pokochać siebie

📅 07.02.2023

Jak to się dzieje, że idąc wyznaczoną przez siebie drogą, upadam, wstaję, błądzę. Robię nie dwa, a dziesięć kroków w tył. Szaleję z bezsilności i próbuję układać się z życiem na różne sposoby, by po pewnym czasie zauważyć, że kolejna burza już za mną. Kurz opadł, a ja jestem o lata świetlne od problemów, które jeszcze chwilę temu mnie trawiły.

I płynę na fali pomyślności do kolejnego wodospadu wątpliwości i prób. Schemat się powtarza. Cofam się, złoszczę, upadam, a później to wszystko mija. Znów wychodzi słońce. Jestem, żyję, oddycham. Mam się dobrze.

Może to właśnie tak wygląda życie i podróżowanie po meandrach własnej świadomości? Czy to jest ten cały rozwój duchowy? Czy życie polega na oswajaniu rzeczy trudnych? Na przyjmowaniu ich i uznawaniu za własne? Czy ci wszyscy ludzie, z którymi mi w życiu nie po drodze, a których w swym życiu goszczę, są tu, gdzie są po to, bym odbywała swą podróż w głąb siebie?

Czasem jestem tym zmęczona. Tak bardzo zmęczona. Rozkładam obolałe ramiona i daję się nieść fali. A ona... zawsze wie, do którego portu mnie przywieść. I nigdy się nie myli, choć nie zawsze od razu mam tego pewność. Skąd przychodzę i jak długo już odbywam tę podróż? Który raz z kolei i z bagażem czego mam się stawić na mecie? Za czym woła moja dusza? Co wysyła w świat? Tak wiele mam pytań.

Bywa, że uciekam. W niektórych sprawach rzadziej, w innych permanentnie. Dławią mnie później wyrzuty sumienia... I obiecuję sobie poprawę, a później znów uciekam. Unikam, uchylam się od odpowiedzialności. Targuję się z sobą o każdy krok, o każdy gest, skrawek czasu. Wymyślam miliony wymówek, mimo że wiem z jaką szybkością to, przed czym uciekam, do mnie powróci. Dogoni mnie.

Tak wiele kawałku mnie samej jeszcze w sobie nie ułożyłam, nie oswoiłam, nie uznałam i nie dałam im uwagi. Do wielu lekcji wracam wciąż i wciąż. Już wydaje mi się, że wpadłam im w objęcia, by po chwili zorientować się, że znów uciekam. Bycie dorosłą ze świadomością własnej drogi jest momentami przytłaczające. A później przypominam sobie, gdzie byłam, zanim trafiłam tu i znów oddycham pełną piersią.

Chciałabym posiąść życie raz na zawsze, ułożyć, okleić etykietkami i umieścić na półce. Tymczasem to życie posiada mnie w całości. Ono mnie układa, okleja, próbuje wpisywać w jakieś ramy. A ja się buntuję, miotam, cofam. Wybieram co dla mnie dobre i co ze mną współgra. I choć nierzadko tęsknię za bezruchem, to właśnie energia wprawiająca mnie w ruch, wlewa we mnie wodospadami życie.

Tylu niesamowitych ludzi mam wokół siebie. Tyle szans i przestrzeni sprzyjających. I czasem wyrzucam sobie czy zasłużyłam... A później pojmuję, że większym "grzechem" byłoby zmarnowanie tych szans, niewykorzystanie zasobów, które posiadam, zaniechanie drogi mimo sprzyjających wiatrów. Nie wiem, gdzie finalnie zaprowadzi mnie droga, ale coraz częściej dostrzegam, że każde jej "tu i teraz" ma dla mnie większe znaczenie niż sama meta.

Mam w głowie tak wiele myśli, że czasem trudno mi je wszystkie objąć rozumem. Mam w sobie tyle emocji wszelakich jakbym nie z kości, mięśni i powięzi była zbudowana, a właśnie z nich. Mam w sobie wiele dzikich i nieodkrytych obszarów, o których istnieniu nie mam pojęcia, choć wiem, że są.

Pochłania mnie dociekanie, co czeka na mnie po drugiej stronie wędrówki. Nie po to bym wiedziała, gdzie trafię, ale po to bym lepiej zrozumiała, co robię tu, gdzie jestem. Po co jestem, tu gdzie jestem i jak z własnych zasobów zrobić użytek.

← PoprzedniNastępny →

Komentarze

  • Powered by Contentful