Skip to content

Utknęłam w szafie

  • pokochać siebie
  • kobiecy punkt widzenia
  • w świecie emocji
  • o kobiecości, jej mocy i energii

📅 12.10.2020

Odkrywam ostatnio w moim otoczeniu ludzi, który zaczęli dostrzegać rzeczywistość intensywniej, inaczej niż do tej pory. Cóż za dziwny "zbieg okoliczności" - zupełnie jak ja. Bardzo lubię gdy dzielą się ze mną tym, co myślą, jak myślą, w jaki sposób doszli do momentu, w którym są teraz.

Kilka miesięcy temu mój (i chyba nie tylko mój) świat stanął na głowie. Wszystko zaczęło kręcić się wokół jednej sprawy, jednego tematu. To co zwyczajne, naturalne, oczywiste i codzienne nagle przestało takim być. Pewnego poranka otworzyłam oczy i wszystko to, co znane, zniknęło. Może stało się tak, bym na chwilę oderwała się od tego co codzienne, do czego przywykłam. A może po to, bym wreszcie zajęła się tym, co istotne, własnym wnętrzem. Tak, zdecydowanie marzec 2020 roku przyniósł jakiś przełom w moim otoczeniu, w moim życiu, wśród moich znajomych i przyjaciół. Może właśnie tego było nam trzeba - takiego porządnego potrząśnięcia, byśmy obudzili się z letargu. Ja z pewnością tego potrzebowałam. Po tym doświadczeniu, najpierw zwróciłam uwagę na szafę, która stoi w centralnej części mojego domu (jakiś cudem nigdy wcześniej jej nie dostrzegałam), później szafa omal nie rozpadła się, a teraz układa się w niej wszystko na nowo. Jestem niesamowicie wdzięczna za to doświadczenie, choć było (i nadal bywa) dla mnie bardzo trudne. Stało się początkiem, miejscem zakotwiczenia. Od tego momentu podążam już w innym kierunku.

Wciąż odkrywam w mojej szafie nowe pudła. Ostatnio sprzątanie idzie mi oporniej. Wracam do tych samych pudeł i dreptam wokół nich z nadzieją, że może znajdzie się ktoś, kto za mnie zrobi z nimi porządek... Ktoś chętny?

Potrzeba kontrolowania. To dziwne... nie pamiętam by zajmowała jakiekolwiek miejsce w piramidzie potrzeb Maslowa, a u mnie jest niemal fundamentalna... Jakby wszystko zależało ode mnie i wszystko co wychodzi w świat w moim otoczeniu, leżało w mojej gestii i było moją odpowiedzialnością. To istne szaleństwo, ale tak właśnie jest. Łapię się na tym, że nie da się kontrolować wszystkiego i wszystkich - tak, mam przebłyski świadomości. Często nie potrafię kontrolować siebie samej, tego co mi się wyrwie z ust, tego co pomyślę i zaraz werbalizuję, intensywności swoich reakcji, siły swoich emocji, swojego odczuwania. A mimo to, próbuję kontrolować ludzi, którzy mnie otaczają. Mieć kontrolę nad wszystkimi sytuacjami, które zdarzają się mi, moim bliskim, moim przyjaciołom, rodzinie.

Skąd bierze się potrzeba kontroli? Być może z dziwnie pojmowanego poczucia bezpieczeństwa, albo jego braków. Bo wiesz, gdy mam kontrolę (choćby pozorną), wydaje mi się, że nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć. No! W takich warunkach czuję się najlepiej. Skoro nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć, to znaczy, że będę na wszystko przygotowana! A jeśli będę na wszystko przygotowana, to moje poczucie bezpieczeństwa będzie pełne. Już nie raz przekonałam się, że to absurd, a mimo to moje myśli, mój rozum, cały czas brną w ten sam schemat - kontroluj, bo przecież wiesz lepiej. No właśnie, czy oby na pewno? Czy mogę wiedzieć lepiej co ktoś czuje, jak ktoś coś odbiera, co ktoś ma na myśli mówiąc to, czy tamto? A jednak potrzeba kontroli jest we mnie silna. Połączyć to, co wiem, z tym, w jaki sposób działam, tak by całość była spójna i harmonijna - wyzwanie! Ale uczę się tego. Czasem moje myśli, słowa lub gesty mnie samą zadziwiają. Ostatnio zdarzyło mi się zrobić coś, z nieznanych mi powodów. Teraz wiem, że nie zdarzyło się to przypadkowo. Bo w momencie gdy zrobiłam to, co zrobiłam (choć mnie samą to zdziwiło i zaskoczyło), to zaraz dostałam informację zwrotną, w postaci krótkiego komunikatu. Słowa, które pokazały drogę do kolejnego pudełka w mojej szafie, którego zawartości już nie potrzebuję. Czasem robię coś tylko po to, by usłyszeć słowa/myśli naprowadzające mnie na właściwe tory. Tak, poziom abstrakcyjności sięga zenitu...

Wróćmy do kontrolowania. Zaraz obok tego pudełka znalazłam słoik ze... WSTYDEM. No i utknęłam na kilka dobrych dni. Zaczęły wracać wspomnienia. Jedne mgliste, drugie tak intensywne, że wstyd z nich płynący aż pali policzki. I gdy zaczęłam pisać tego posta o kontroli, nie miałam jeszcze pojęcia o słoiku ze wstydem. Wtedy wydawało mi się, że już mam przetartą ścieżkę w kierunku myśli, że nic nie dzieje się przypadkiem, i że nie mam się czego wstydzić, bo większa lub mniejsza gafa popełniona jest po coś. Że teraz nie ma wstydu wynikającego z błędu, teraz jest nauka wynikająca z błędu. Teraz nie ma zażenowania z powodu gafy, jest dociekanie w jakim celu... No... a chwilę później słoik ze wstydem wpadł w moje ręce. Zażenowanie, wstyd. Wstyd i zażenowanie. Kotłuje się to we mnie. Już chyba czas zrobić krok na przód.

Poczucie kontroli i potrzeba kontroli były dla mnie złudną ochroną przed wstydem. Ze wszystkich uczuć chyba wstyd jest dla mnie najtrudniejszy do ujarzmienia. Wiem jak wyrzucić z siebie złość, żal, gniew, smutek. Ale jak u licha pozbyć się wstydu?! Wiem, wiem - robić codziennie rzeczy zawstydzające mnie aż przywyknę... bla bla bla. To nie dla mnie. To trochę jakby alkoholikowi kazać pić, aż mu zbrzydnie. Mi zbrzydło już poczucie wstydu, a mimo to stale mi ono towarzyszy. Wstydzę się tego co powiedziałam i słów, które ugrzęzły mi w gardle. Wstydzę się tego, co zrobiłam, jak i tego, czego nie zrobiłam. Mogłabym tak jeszcze długo... Znów historia zatacza krąg. Pod wstydem kryją się obawy co inni pomyślą o mnie, o moim zachowaniu, o moim wyglądzie, o moich reakcjach itp. Jak inni mnie ocenią, jak odbiorą moje wybory, decyzje, moje kroki. I choć już wiem, że nie mam wpływu na to, co inni myślą, jak inni interpretują to czy tamto, i że tak naprawdę nie ocena innych jest ważna, ale to, na ile pozwolę by czyjeś myśli czy interpetacje wpływały na mnie samą, to nadal kulę się w sobie pod spojrzeniami innych. Tak! Wreszcze to powiedziałam głośno! Wstyd - potrzeba kontroli - poczucie własnej wartości - zamknięty krąg, z którego wyjście wcale nie jest takie oczywiste i proste. Dobra, mam to. Właśnie to łaziło za mną od tylu dni. Właśnie z tego powodu niemal dwa tygodnie pisałam ten post.

Nie uciekam przed tym, ale też nie zamierzam kurczowo się tego trzymać. Przypłynęło, podrążyło skałę, za jakiś czas odpłynie. Pewnie nie raz wróci. Ale już potrafię to nazwać. POTRZEBA KONTROLI -> WSTYD -> POCZUCIE WŁASNEJ WARTOŚCI.

Pierwszemu odbiorę potrzebę działania, drugiemu pozwolę odejść, trzecie z każdą sekundą buduję.

Ile akcji potrafi być w pozornym bezruchu. Ile słów zdążyłam napisać gdy nie pisałam.

← PoprzedniNastępny →

Komentarze

  • Powered by Contentful