Czym jest odwaga bez wiary?
📅 01.05.2022
Niby wszystko jest tak, jak powinno być. Po kwietniu przyszedł maj. Drzewa toną w zieloności liści, trawniki obsypane są kwiatami. Dni bywają słoneczne, wieczory przychodzą później. Niby wszystko jest wedle z góry ustalonego porządku, tak jak być powinno. Wstaję rano pełna energi. Marzę, działam, idę, upadam, wstaję. A jednak... Gdzieś z tyłu głowy odzywają się stare strachy. Demony przeszłości wyłażą na powierzchnię teraźniejszości i mieszają...
Wiosna w tym roku nie należy do łatwych. Tą swoją zmiennością aury, chłodem poranków i wieczorów, wiatrem wciskającym się pod lekką kurtkę, energią zagłuszanego przez instynkt samozachowawczy strachu, wierci dziurę w mózgu, rozlewa niepewność w sercu. Nie wiem czy to kwestia "czarnego księżyca" czy energii krążącej w świecie powoduje, że moja podróż w głąb siebie zwolniła tempa, zamiast ekscytować i ciekawić, wbija mnie w stare tryby naszpikowane obawami. Jeszcze przed sekundą odkrywałam własną drogę z odwagą, pełna wiary w to, że niemożliwe nie istnieje. Że absolutnie wszystko jest kwestią nastawienia, wiary w sukces i gotowości wzięcia na siebie odpowiedzialności za odważanie się. A teraz znów powróciłam do punktu wyjścia. Chowam się w mojej szafie przed światem.
Tym razem nie o odwagę chodzi. Raczej o pewność siebie. Wiarę, w to co robię. Jak sprawić, by była na tyle silna, że nie będę czuła wewnętrznego przymusu udowadniania światu, iż wiem dokąd zmierzam. Mieć w sobie niezachwianą pewność w słuszność własnych wyborów. Dać się nieść własnym emocjom zgodnie z intuicją nawet wtedy, gdy dla świata fragmenty mojej drogi wydawać się będą absurdalne czy nieopłacalne. Pozwolić sobie na podróż bez didaskaliów obserwatorów. W pełni i na sto procent zaufać intuicji. Bo przecież ją mam. Potrafię. Jest to w zasięgu moich dłoni. Mam w sobie wszystko, czego potrzebuję, by spełniać swoje marzenia.
Odciąć się od strachu innych o mnie samą. To ich strach, nie mój. Ich projekcja, ich energia, ich ograniczenia, ich brak wiary. Teraz dopiero czuję jak dużym ciężarem może być troska bliskiej osoby. Troska wypływająca ze strachu. Biję się w piersi! Od trzech i pół roku otaczam troską, wypływającą ze strachu, własne dziecko. Bingo! Może właśnie po to musiałam odczuć jej skutków na sobie, bym zobaczyła co niosę w darze (z miłości, a jakże!), własnemu synowi. Wypuścić z rąk potrzebę kontroli i czuwania. Zaufać! Zaufać sobie, zaufać dziecku. Nadopiekunczość jest córką hodowanego w sobie strachu i braku pewności siebie. I ta córka rośnie sobie, podlewana obficie lękiem pod tytułem a co jeśli się nie uda, nabiera monstrualnych rozmiarów aż wylewa się obficie z karmicielki/karmiciela. Okrywa kocykiem utkanym z obaw zwykle tę osobę, którą tak bardzo kochamy, której życzymy najlepiej na świecie, której nieba byśmy uchyliły.
Odwaga bez wiary w słuszność własnej drogi jest aktem obłąkania. Bo trzeba być obłąkany, by rzucać się na życie mimo strachu i nie wierzyć przy tym w słuszność podejmowanych przez siebie kroków. Czy ja jestem obłąkana?!
A Ty? Czym Ty dziś okryłaś do snu najbliższą Ci osobę? Czym okryjesz siebie?