Grudniu, co ty mi robisz?!
📅 18.12.2022
Moja kochana szafo! Nie, nie zapomniałam o tobie! O Was, po drugiej stronie, także nie! No słowo daję! Ale tyle się dzieje, czas stoi i pędzi jednocześnie! Ja z trudem chodzę fizycznie, a mentalnie biegnę. I cudownym jest to uczucie! Pędzić w objęcia marzeń się realizujących. Wyśniłam piękny sen o sobie samej, a teraz on się spełnia, kawałek po kawałku. Nie planuję, nie czuję presji — to wydarza się samo! Nabiera rozpędu i rośnie w oczach.
Inaczej wyobrażałam sobie ten grudzień. Miałam mocne postanowienie "żadnych oczekiwań", ale wiesz, jak to w życiu jest. Gdy zbliża się grudzień, wszystko nabiera intensywności, mami kolorami i smakami. Obrazy atakują zewsząd. Wszędzie miłość, nowe szanse, brokat i eleganckie stoły, złote sukienki, wytworna biżuteria... I zanim się zorientujesz, już grudniowe oczekiwania trzymają Cię w garści. Już wszystko chcą przemalować, przemeblować, wszystkiemu nadać wielkości i magii.
Grudzień przyszedł do mnie na czworaka. A właściwie to ja weszłam w grudniowy czas nie na dwóch nogach, a pełzając z bólu. Momentami chciało mi się krzyczeć: grudniu co ty mi robisz?! Moje niemoce, zdrowotne perturbacje, zawirowania i dziejące się życie, wytrąciły mi grudniowe oczekiwania z rąk. I było to największym błogosławieństwem, jakie mnie w tym miesiącu spotkało.
Ten grudzień jest pierwszym w zupełności pozbawionym presji. I pierwszym, w którym nie czuję cienia wyrzutów sumienia, że idę własną drogą, po swojemu, w zgodzie z rytmem bijącego serca mojej rodziny.
Wczoraj ubraliśmy choinkę. Jedni będą krzyczeć, że za późno, inni, że za wcześnie, a my zaprosiliśmy do domu tę zieloną panienkę w momencie, który dla nas był najlepszym. Gdy zasiedliśmy wczoraj przy jej blasku, poczułam niesamowitą błogość. Kocham choinkowe lampki, budzą we mnie piękne wspomnienia i pozwalają tworzyć równie magiczne kadry z życia mojego dziecka.
Kolędy też już śpiewaliśmy, ku udręce sąsiadki, której nasz rodzinny chórek raczej nie przypadł do gustu. I połowę pierników (z drugiej już tury) zjedliśmy. I nikt u nas nie krzyczy "zostaw, to na święta". Bo te święta już się w nas rozgaszczają! Mimo protestów niektórych, że to jeszcze nie czas, gdzie głębia i religijne nakazy... Jakby miłość i ciepło rodzinne trzeba było reglamentować. A dla mnie Boże Narodzenie o rodzinie właśnie jest. O tym, by znaleźć w sobie miejsce na to, by z tą stworzoną przez siebie rodziną być! Prawdziwie być.
Wieczory, które rozświetla świąteczna dekoracja domu, wypełnione dziecięcymi pytaniami w stylu "Mamo, a dlaczego Dzieciątko nie miało ubranek? Dlaczego Jego Mama, nie wzięła ani jednego do torby, na wypadek gdyby było Jej potrzebne?". Nie pamiętam, bym kiedykolwiek jako dziecko zastanawiała się nad tym. A mój czteroletni syn rozkłada na czynniki pierwsze słowa śpiewanych kolęd i szuka w nich sensu. Zadaje pytania, bo naprawdę chce znać odpowiedź. Czy jest większa głębia niż dziecięca ciekawość tego, co przeżywa, tego co ma kultywować? Gdybym miała grudniowe oczekiwania, nie usłyszałabym jego pytań. Między zakupami a porządkami zabrakłoby czasu na pochylenie się nad dziecięcą fascynacją tym, czego doświadcza. O mały włos, w pogoni za magią świąt przegapiłabym ją, nie pierwszy zresztą raz.
Ale czy to znaczy, że ten, kto biegnie, kto czuje presję, kto ściga się z czasem, źle przeżywa grudzień? Przestałam być zero-jedynkowa. Stworzyłam w sobie przestrzeń na szacunek do wyborów wolnej woli, w którą wierzy tak wielu. Przestałam dzielić ludzi na tych, którzy bardziej i tych, którzy słabiej, tych, którzy płycej i tych, którzy głębiej. Niech każdy przeżywa ten czas z taką mocą i głębią, jaka jest mu potrzebna. Nawet jeśli wykańcza go to... to jest to jego decyzja. Marzy mi się, by każdy miał prawo przeżywać grudzień, tak jak chce, jak potrzebuje, jak umie. Ja jestem wdzięczna Wszechświatowi za własny wymiar świąt i za nowe, które ten rok we mnie otworzył.
Zupełną nowością jest dla mnie kłaść wieczorem głowę na poduszce z poczuciem pełni, dostatku z tym, co się ma i tym w jaki sposób minął dzień.