Historia po
📅 18.01.2021
Nowy rok rozgościł się już. Pewnie u niektórych zdążył zweryfikować noworoczne postanowienia. Dla mnie zaczął się na dobre w momencie zakończenia kwarantanny przez wszystkich moich domowników.
Tak... cudownie jest znów usłyszeć gwar rozmów we własnych czterech ścianach. Ile radości było w tym podrygującym małym ciałku, gdy wędrowało do warzywniaka po... sok, paprykę i banany (nie pytaj czemu akurat taki asortyment, po miesiącu odosobnienia, cieszył się największym wzięciem). Ta kawa wypita w miłym towarzystwie, gdy młodociany pochłonięty był eksplorowaniem kolekcji aut starszego kolegi. I to poczucie namiastki wolności w tym zniewolonym świecie. Normalność, która mnie otacza jest inna niż ta, którą pamiętam dokładnie sprzed roku. Ale jak się nie ma co się lubi... to nawet spacer po opustoszałym rynku wnosi w życie trochę radości.
Delektuję się ciszą bez krzyku strachu. Dusza sama śpiewa - już dobrze, dobrze już. Jestem już po. Moja rodzina jest już po. I mam wrażenie, że zaczynamy pisać naszą historię na nowo. Historia od punktu zero. Myślę, że jeszcze wiele czasu upłynie nim na dobre rozprawię się z demonami minionego roku. Sporo prób przede mną, by z ciała pozbyć się stanu napięcia, lęku. Mnóstwo jeszcze rozmów, wspomnień i spotkań z innymi i samą sobą się wydarzy, nim z głowy usunę paniczną ucieczkę przed "złem". Moje reakcje nadal bywają nerwowe. Sposób działania, gdy wyłączam świadomość, wchodzi w tryb ucieczki, ale i tak dostrzegam zmiany na dobre. I myśle, że nie tylko ja rozpoczęłam powolny proces zdrowienia z tej strasznej choroby, jaką jest poczucie lęku. A z drugiej strony... niezaprzeczalnie, dostrzegam przebudzenie w moim otoczeniu - poszukiwania, pogłębianie, rozglądanie się, doświadczanie więcej i mocniej. Ale cena, jaką przyszło za to zapłacić, jest ogromna. A jej finalną wysokość poznamy pewnie dopiero za kilka lat.
Mam poczucie, że to była taka moja prywatna próba ogniowa. Mimo tego ciągłego uciekania od choroby/wirusa, stanęłam przed sobą samą bez możliwości ucieczki. Nadszedł czas, by rozprawić się z przeszłością, uporządkować teraźniejszość. Zająć się ciałem i duszą na poziomie, którego wcześniej nie znałam. I mimo, że część niedokończonych spraw, czasem już ledwo słyszalnych ech przeszłości, ale i wyraźnie brzmiących strachów minionych dekad nadal są ze mną, to dziś czuję się silniejsza niż rok temu, barwniejsza, piękniejsza, zdrowsza, ale przede wszystkim bardziej kochana - przez siebie samą i moich najbliższych.
Na nowo przyszło mi zdefiniować wiele aspektów mojego życia. Czas poddał próbie wiele znajomości. Zweryfikował podjęte decyzje i obrane kursy mojej wędrówki. Wiele rzeczy mnie drażni, wiele wkurza, całkiem sporo jest niezrozumiałych czy absurdalnych. Ale czuję, że moje życie jest w moich rękach, moja rzeczywistość budowana jest przeze mnie, przez moje myśli, pragnienia i dążenia. Nawet gdy jest źle, to ja sama wybieram którą drogą idę, choćby miał to być wybór mniejszego zła - to zawsze jest to wybór, który podejmuję ja i z którego konsekwencjami przyjdzie mi się mierzyć.
Tworzę moją historię i moją codzienność PO...