Skip to content

Jasność w ciemności

  • pokochać siebie
  • w świecie emocji
  • iść własną drogą

📅 25.08.2020

Są takie teksty, które wpadają w ucho, wpisują się na stałe w myśli, rozgaszczają w sercu. Tekst "Modlitwy końca mojego wieku" zdecydowanie dla mnie takim jest... Prosty, a zarazem tak trudny.

Są ludzie, którzy potrafią robić "dobrą minę do złej gry". O ile łatwiejsze byłoby moje życie gdybym miała pokerową twarz... Tworzyć sobie przestrzeń do tego, by poobcować z myślą, bez konieczności natychmiastowego reagowania... Dać sobie czas, by przeprogramować myślenie.

W mojej szafie dotąd nie było miejsca na takie "gierki". Gdy było coś nie tak, to całe moje jestestwo o tym krzyczało. Gdy jest mi źle, to widać to po mnie, wychodzi to ze mnie od małego palca u stopy po czubek głowy. I czuję w sobie takie tornado, taką niszczycielską siłę, że musi ujść ze mnie natychmiast. Ale już wiem, że można inaczej.

Nie, to nie jest tak, że twierdzę iż udawanie jest receptą na bycie szczęśliwą... Od teraz będę sobie wmawiać, że to co mnie boli wcale nie boli, co pali jest przyjemne, a to co rani jest najpiękniejszym skarbem... Owszem, nie wszystkie klepki pod moją kopułką są na właściwym miejscu, kilku być może brakuje ale... aż tak źle ze mną nie jest. Więc nie, nie namawiam do udawania. Tu raczej chodzi o... nienakręcanie się. Odsunięcie trochę w bok swoich myśli od tego co gniecie, zamiast jeszcze dowalać sobie. Bo mrok ma ogromną siłę przyciągania... (nie żeby jasność jej nie miała, ale o tym troszkę później). Gdy zanurzam się w tym, z czym mi źle, od razu z wnętrza szafy wyskakują historie sprzed 5, 10, 15 a nawet 20 lat... Nieważne jak długo i jak dokładnie usuwałabym z wnętrza pudeł te stare żale, wysuszone potwory przeszłości, nadal na nie natrafiam. Ten smutek i złość pomieszana z poczuciem winy i krzywdy, potrafią tak szczelnie mnie oblepić, że już nie wiem gdzie jestem i dokąd zmierzam. I zamiast otworzyć dłonie by ten balast z nich wypadł, ja zaciskam je mocniej i mocniej. Oślepiona i przeciążona podążam ku równi pochyłej. A gdy już się roztrzaskam... ostre kawałki smutku rozbryzgują się i ranią rykoszetem wszystkich dookoła.

"Odwróć dziś proszę w stronę miłości moje serce, moje myśli, moje oczy..."

Jeśli można oblepić się smutkiem to chyba można też radością, dobrem, wdzięcznością... A gdyby otulić się tym co miękkie, przyjemne, nawet gdy przesłoni oczy i będzie już zbyt ciężkie, to przy upadku energia rozproszy się i... obdaruje tym innych! Zawsze myślałam, że "zło jest ZŁEM"... czymś niezwykle groźnym i mocnym. Nigdy nie myślałam o mocy dobra. To znaczy myślałam, niby o tym wiem, ale w moim mózgu ścieżka "zło - potężna siła" jest tak wyraźna, namacalna i automatyczna, podczas gdy ścieżka "dobro - moc" jest ledwie zauważalna. Pielęgnując tę drugą mogę oddalić się od pierwszej, straci na ostrości, przestanie być tak automatyczna. Ale to proces... musi trwać i wymaga zaangażowania.

A Ty? Czym się otaczasz?

← PoprzedniNastępny →

Komentarze

  • Powered by Contentful