Kim byłam i kim jestem
📅 07.07.2023
Trzy lata temu... Pamiętam jak dziś miękkość poduszki na kanapie Iwony. Mnogość spraw wysypujących się z chaotycznego wnętrza mojej szafy. Pamiętam swój strach, zmęczenie, ale i ekscytację. To było bardzo intensywne lato. Jakby chciało nadrobić pandemiczne zamknięcie w czterech ścianach.
Bardzo bałam się tego, że ktoś odkryje, kto pisze tego bloga. Dasz wiarę? Ze strachu pragnęłam być anonimowa. Dlaczego? Bo gdy otwiera się wewnętrzną Narnię, to bywa intymnie. Tu też tak bywało i pewnie nie raz jeszcze się to zdarzy.
Pamiętam moje pragnienie zieleni. Rzemyk z malachitem na wysokości serca. Tak bardzo chciałam w sobie ułożyć wszystko. Zrzucić z ramion ciężar wydarzającego się życia. Tyle niecierpliwości we mnie było. Tak dużo żalu z przeszłości i strachu o przyszłość. Niewiele zostawało miejsca na teraźniejszość. Znów byłam małą dziewczyną, którą przerażał ogromny świat. Kusił, lecz przerażał.
Wraz z pierwszym postem uwierzyłam wewnętrznie, że potrafię ubierać życie w słowa. Że całkiem dobrze mi to wychodzi. Sprawdziłam tak wiele różnych dróg, by finalnie powrócić do tego, co kocham od maleńkości. A może właśnie dzięki tej małej dziewczynce w sobie, na nowo odkryłam, w czym jestem dobra?
Było ciepło jak dziś. Jeżyki tak samo wirowały w szalonym tańcu tuż przed moim balkonem. Zaczęłam pisać, a słowa wypadały ze mnie jak rozgrzane ziarna kukurydzy, zamieniające się w popcorn. Dwa dni później mój pierwszy tekst ujrzał światło dzienne. Ale to właśnie dwa wieczory wcześniej zadziała się magia. Gdy palce dotknęły klawiatury komputera. Czułam, że zaczynam niezwykłą przygodę. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to, o czym marzę, stanie się elementem mojej codzienności. Stanie się moim życiem, prawdziwym życiem.
Gdybym miała raz jeszcze napisać post powitalny, jak ten tutaj: Powitanie, brzmiałby on trochę inaczej. Witaj w mojej szafie, wypełnionej wspomnieniami, na które spoglądam z wyrozumiałością. Pełnej mojego autorskiego ładu i porządku. Z aromatem lasu, miękkością ziemi i kolorową mozaiką ułożoną z kamyczków.
Dziś pozwalam już sobie na nieidealnie ułożone sprawy życiowe, na potknięcia i niedociągnięcia. Pozbyłam się obsesji jednakowych wieszaków. Choć lubię gdy sukienki wiszą na granatowych, koszule na czarnych, a bluzeczki na szarych. Lecz w ogólnym rozrachunku wiem, że nie jest sprawą najistotniejszą, które na jakich.
Nie kolekcjonuję już bólu, ran i goryczy. Ostatnio nawet jakby mniej czarnych scenariuszy w mojej głowie. Jakaś spokojniejsza się stałam i już nie biegnę przed siebie, jakby jutra miało nie być. Nauczyłam się odróżniać to, co mi się wydaje, od tego, jak jest naprawdę. Choć ego mocno chce trzymać się starych ustawień systemowych. Ale świadomość tego, co mnie buduje, a co mi szkodzi, jest potężnym narzędziem.
Mój świat nabrał kolorów. Moja szafa stała się otwartą i wyrozumiałą obserwatorką. A najpiękniejsze w tej całej trzyletniej podróży jest to, że obie wersje mnie, ta dawna i dzisiejsza, są prawdziwe. I żadna nie wyklucza tej drugiej, choć bardzo się od siebie różnią. Nie byłabym dziś tu, gdzie jestem, gdyby tamta wersja mnie samej nie przypadłaby mi w udziale. Te wszystkie potknięcia, wylane zły, spalone mosty i pochopnie podjęte decyzje nie wydarzyły się przypadkowo.
Dobrze jest wiedzieć, co mnie wkurza do szaleństwa. Co przyprawia o mdłości i od czego/kogo bezpieczniej dla mnie trzymać się z daleka. Ale jeszcze lepiej mieć w sobie odwagę na to, by mimo głosów krytyki i zewnętrznych przytyków trzymać się swojej drogi.
Nie mam już w sobie misji zbawiania świata, leczenia nie swoich ran i rzucania się na ratunek wbrew zdrowemu rozsądkowi. Pozwalam ludziom być takimi, jacy są lub chcą być, nawet jeśli ich postawy są mi niezrozumiałymi. Ale wiem już także, że szanowanie cudzych wyborów, nie jest tożsamym z wpuszczaniem każdego do własnego serca tylko dlatego, że ten ktoś tego chce. "Że wolnoć Tomku w swoim domku".
Zostajesz ze mną na kolejny rok? Ciekawa jestem, co przyniesie, ale czuję, że będzie się działo! Gotowa/gotowy?