Krok ku mojej szafie
📅 08.04.2021
Zrobiło się tu cicho. Bardzo cicho. A cisza zwykle oznacza albo potrzebę odpoczynku albo... chwilę poprzedzającą czas nastania burzy. U mnie to pierwsze przeszło płynnie w to drugie... Gdy już zrobiła się wokół mnie na tyle głęboka i uwalniająca pustka, by móc usłyszeć swój wewnętrzny głos, odciąć się od tego co w życiu najbardziej zagłusza mnie samą, zalała mnie fala myśli. Myśli, spostrzeżeń, przekonań, uczuć tak różnych, tak sprzecznych, tak ciężkich i lekkich zarazem, że jedyne co mogę teraz zrobić, to usiąść w mojej szafie i pozwolić tej burzy, by wciągnęła mnie w wir wydarzeń. Już nie ucieknę - zbyt długo uciekałam. Już tego nie powstrzymam - zbyt długo to wyciszałam, wypierałam, upychałam na dnie szafy.
To nie jest tak, że jestem taką odważną bohaterką, bez słowa obawy czy wyrzutu, oddającą się bez reszty biegowi wydarzeń. O nie! Wszystko we mnie drga. Wina z oceną i skargą na siebie samą rozrywa mi serce. Ciało, umęczone wewnętrzną burzą, ucieka w sen i objęcia pościeli lub apatię, z którą czekam wieczoru.
Miałaś tak kiedyś, że nagle świat miał Ci do zaoferowania tak wiele, że nie byłaś w stanie udźwignąć tej wielości? Czy klękłaś kiedyś pod naporem dobra, które dookoła siebie masz? Dokładnie w tym miejscu teraz jestem. Błogosławieństwo staje się brzemieniem. Burzowe chmury zasnuły niebo mojej szafy. Powietrze stało się ciężkie. Wszystkie elementy mojego wnętrza wyczekują w napięciu wiatru, gradu, deszczu - siły żywiołów, której nic nie zatrzyma. A ja wiem, że wystarczy tylko jedno moje skinienie głową, by przerwać tę ciszę, by pozwolić tej mocy i energii, która na mnie czeka, działać. I tak przedłużam ten czas w nieskończoność, minuty przechodzą w godziny, godziny w dni, dni w jutra i pojutrza... i tak już od tygodni. Wystarczy jeden najmniejszy mój gest przyzwolenia, by uwolnić się z czekania. Krótkie, ledwie słyszalne "oto jestem", by uwolnić z szafy całe nagromadzone napięcie...
W czym problem? - zapytasz. Po co się tak męczysz? Skoro już wiesz, co może uwolnić cię z tej maligny, czemu tak kurczowo trzymasz się zaistniałej sytuacji?! Ze strachu moja droga, ze strachu! Bo już wiem, że odwrotu nie będzie. Jeśli dam samej sobie przyzwolenie, już zawsze będę w drodze. I choć pragnę jej bardziej niż czegokolwiek innego, to zwyczajnie, po ludzku, kusi mnie trzymanie się tego co stałe, niezmienne, skrojone wcale nie na miarę ale znane! Chcę przez chociaż jeszcze chwilkę poudawać, że stagnacja, stałość i przekonanie, iż znam odpowiedź na każde pytanie są moim powołaniem, moją drogą, budującą mnie przestrzenią. Choć przez chwilkę jeszcze poudawać, że nie potrzebuję słuchać, że moja potrzeba oceniania, osądzania, klasyfikowania wszystkiego według tak znanego mi schematu czarne-białe ma sens. Boję się, że jeśli zrobię krok naprzód, to moja siła, płynąca z udawanego przeświadczenia, że we wszystkim mam rację, że na wszystkim się znam, że ze wszystkim sama sobie poradzę, że wszystko kontroluję, że walką, siłą, zbroją i mieczem potrafię wszystko zdobyć - rozpłynie się, a ja stanę się kimś nieznanym samej sobie. Boję się, że gdy przestanę mówić a zacznę słuchać, zniknę. Ale wiem też, że krok naprzód jest moją największą szansą, jest tym, czego wewnętrznie choć się lękam, to pragnę. Czekałam na ten moment. I oto nadszedł.
"Jutro popłyniemy daleko, jeszcze dalej niż te obłoki, pokłonimy się nowym brzegom, odkryjemy nowe zatoki. Nowe ryby znajdziemy w jeziorach, nowe gwiazdy złowimy w niebie, popłyniemy daleko, daleko, jak najdalej, jak najdalej przed siebie."
W podziękowaniu mojej Mamie za to, że 22 lata temu odkryła przede mną Kronikę Olsztyńską oraz w podziękowaniu Konradowi za to, że pewnego lipcowego popołudnia 2020 roku powiedział mi o pewnej książce, której treść przywiodła mnie w miejsce, w którym właśnie stoję. Obie te książki są częścią mojej drogi