Skip to content

Ło matko i o ja ciebie!

  • w świecie emocji
  • kobiecy punkt widzenia
  • w codzienności

📅 28.12.2021

Deszcz dudni w parapet, że aż miło. Całe szczęście, bo z każdą jego kroplą wzrasta szansa na czystsze powietrze jutrzejszego ranka. Lubię zimę i lubię mróz, ale od kiedy mieszkam we Wrocławiu, zima i mróz nabrały też nowego znaczenia - szaro-mglistego, gryzącego w gardle i wdzierającego się bez zaproszenia w oskrzela i płuca. Opadł kurz. Znaczy ten, jak mu tam... brokat, po bitwie. Tak, dla wielu była to prawdziwa bitwa, jak co roku końcem grudnia. By sprostać wszystkim oczekiwaniom, by zadowolić każdego. Przywdziewane maski szczęścia gdy gdzieś w środku, pod warstwami świątecznej sukienki serce krwawi z bólu i żalu. Jegomość brokat - już nie sypie się na prawo i lewo, a magia świąt nie wisi już w powietrzu jak smog nad polskim miastem. Choć ten ostatni ma się skubany ostatnio bardzo dobrze...

Minęły święta. W moim domu odbyły się przy udziale nieumytych okien. Ba, żeby tylko okien... Czy były przez to mniej magiczne? Patrząc w roześmiane oczy mojego dziecka, wyciągającego upominek spod świątecznego drzewka - nie mam wątpliwości - były takie, jak być powinny.

Nie było u mnie 12 potraw. Czy byliśmy głodni w te święta? Absolutnie nie. Za to z pewnością nic się nie zmarnowało, nikt na siłę nie jadł, nikt nie słuchał biadolenia o tym, ileż to pracy było z przygotowaniem tego wszystkiego. Na święta nie było śniegu, a Wigilia spłynęła deszczem. Za to dwudziestego trzeciego grudnia w przeddzień wigilii, śnieg rozsypał się wieczorową porą. Ileż dało mi to radości!

W tym roku, w ogólnym rozrachunku wszystko było spokojniejsze, bez szaleństw. Choć momentami ulegałam iluzji zdążenia na czas z bliżej nieokreślonym "tym wszystkim". Bez biegu, bez ścigania się ze sobą na ostatniej prostej. Jedyne szaleństwo kryło się w ilości upieczonych przeze mnie pierników... Ale ale, to ze względów zdrowotnych. Wszak wiadomo co jest najważniejszym składnikiem pierniczków. Oczywiście miód! A do właściwości prozdrowotnych miodu nikogo przekonywać nie muszę. Złośliwi zaraz powiedzą, że miód po obróbce termicznej to ... bla bla bla. Tych słuchać nie będziemy! Pierniczki do zdrowie! Jeśli nie fizyczne, to z pewnością balsam dla mojej duszy. A o duszę dbać należy!

Odnoszę wrażenie, że przez ostatnie lata dałam się ponieść temu szaleństwu przesytu. Kolorowe reklamy zewsząd krzyczące co, i w jak wielkiej ilości potrzebuję kupić, by święta miały w sobie to coś. Co założyć, czym obdarować najbliższych, jaką kawę zaserwować? Które czekoladki będą najlepsze? A to wszystko przetykane ckliwymi historiami o tym, jak ważne jest bycie razem w te święta - tylko nie zapomnij zamówić tego czy tamtego, na tym czy tamtym portalu zakupowym... I to powszechnie panujące przekonanie, że w święta to będzie się działa taka magia, że ło-matko! Że będzie tak niesamowicie, że o-ja-ciebie! I tak później człowiek, znaczy ja, szuka tego ło-matko i o-ja-ciebie, ale łapie się na tym, że w sumie nie wie co to miałoby być. Więc wrzucam do koszyka zakupowego coraz to ładniej pakowane ło-matko spożywcze, przysypując to dekoracyjnymi o-ja-ciebie. A tego czegoś nadal brak. Tak trudno to uchwycić. Oczekiwania rosną jak dziecko w pierwszym roku swojego życia, choć wszystko dzieje się zwykle w miesiąc nie roku (jak w przypadku dziecka) i jak już przychodzi ten czas świąt, to pozostaje niedosyt. Oczekiwania rozjeżdżają się z rzeczywistością zastaną.

Moje święta w tym roku były... zwykłe. Nie magiczne, nie niesamowite - zwykłe. Po prostu były świąteczne, jak to zwykle w święta bywa. Był obrus, było trochę inne niż na co dzień tempo pobudek i kładzenia się spać, trochę inne tempo spożywania posiłków, mniej obowiązków, głowa wolniejsza od zmartwień i rozmyślań co jeszcze trzeba do pracy... Były wesołe, bo wypełnione naszymi śmiechami, ale nade wszystko najważniejszym dla mnie był fakt, że były... SPOKOJNE. Bez spinania się i bez gonitwy. Z czasem dla siebie nawzajem.

I pierwszy raz w naszej (mojej i mojego męża) karierze bycia razem, nie miałam ochoty wrzucić go do jaskini pełnej lwów. No może z wyjątkiem momentu, gdy wpadł na pomysł wyżarcia w świeżo upieczonym serniku dziury! Ale przyznaj sama, świętej puściłyby nerwy!

Nie magii było mi trzeba, nie ło-matko, ani żadnego o-ja-ciebie. Świętego spokoju i trzymania na odległość cudzych oczekiwań było mi trzeba! Udało się!

← PoprzedniNastępny →

Komentarze

  • Powered by Contentful