Skip to content

Matka w szafie - zadbaj o siebie

📅 14.07.2020

Myślę, że mało tu będzie postów o macierzyństwie. Pisanie o samym byciu mamą jest dla mnie podobne do sytuacji, w której malarz w zachwycie nad kolorem niebieskim malowałby tylko nim. Jasne jest mnóstwo odcieni niebieskości... Ale... to nadal tylko jeden kolor.

Moja szafa stęka... Pudła z utartymi sloganami "dziecko to sens życia", "dziecko wszystko wynagradza", "dziecko to cały mój świat", przewracają się do góry dnem... Wróćmy do koloru niebieskiego - jest bardzo przydatny, ma moc tworzenia nowych kolorów... sam w sobie może istnieć ale dopiero w połączeniu z innymi kolorami daje nieskończone możliwości. Takim teraz widzę macierzyństwo. Ale zacznijmy od początku.

Macierzyństwo przygniotło mnie bólem, trudem, walką, ciągłym biegiem, długą listą punktów do odhaczenia... Stałam się bardziej męska niż kobieca... Walczyć, działać, obmyślać jak coś zrobić, w jaki sposób do tego dojść. Walka o dziecko, walka o siebie. Jedna myśl w głowie - muszę być silna - po męsku - wziąć na łeb wszystko co trudne, bo przecież dam radę, bo będę "niezależna", samowystarczalna... Tak oto stałam się ojcem w matczynej skórze...

A przecież kobiety od dawien dawna nie polowały... nie walczyły... nie zdobywały po męsku. Nie dlatego, że były ułomne, słabe, gorsze (to wmówiono nam później). One były związane z ciepłem domowego ogniska, z miłością, czułością. Niesamowita energia drzemie w nas - kobietach. Pradawne podejście do kobiecości to kobieta czująca swoją moc, potrafiąca korzystać z energii, którą ma. Istota zdolna do niesamowitej kreatywności, tworzenia, otaczania się pięknem... Kiedyś, zanim kobietom wmówiono, że znaczą mniej i jeśli chcą czegoś więcej, to muszą stać się męskie, kobiety potrafiły czerpać siłę, szczęście, spełnienie, z tego co miały, z siebie samych, ze swych korzeni, z rodu, z dziedzictwa, z kręgu kobiet. Indywidualność ale i jedność.

Sporo mi zajęło zrozumienie, że kobieta to siła wszystkich żywiołów. I jak żywioły nieprzewidywalna. W tym właśnie objawia się jej moc. Niezwykła umiejętność robienia dziesięciu rzeczy na raz. Cudowna umiejętność improwizacji. Moc robienia czegoś z niczego. Tylko trzeba rozłożyć ramiona. Pozwolić sobie na to, by płynąć i łapać garściami to, co na naszej drodze piękne, a temu co trudne pozwolić przemijać. Wokół nas jest tyle cudów, szczęścia... Nie dostrzegałam go wśród listy spraw do odhaczenia, planów, których stuprocentowa realizacja dawała złudne wrażenie kontroli. Widzimy więcej, szerzej, czujemy mocniej i głębiej niż mężczyźni. To my tworzymy, oni realizują plany. Gdybym odkryła to wcześniej, początki mojego macierzyństwa być może nie stałyby się walką i gonitwą. Był czas, w którym ja jako matka, byłam nieszczęśliwa - bo wciąż niezadowolona z siebie, wciąż dająca z siebie zbyt mało (mimo balansowania na granicy wytrzymałości psychicznej i fizycznej). To ciągłe poczucie bycia nie w tym miejscu, w którym powinnam. Ale gdziekolwiek szłam, wszędzie czułam, że gdzie indziej bardziej mnie potrzeba. Miałam wszystko a czułam pustkę. Stałam się malarzem jednego koloru. Desperacko próbowałam malować tęcze z użyciem tylko jednej barwy, w wielu odcieniach ale nadal tylko jednej. Macierzyństwo pochłonęło mnie całą. A przecież JA to nie tylko mama. I mimo, że brnęłam w to dalej, jakaś część mojej szafy co chwilę wszczynała bunt. Słoik z poczuciem niezależności i odczuwaniem własnego JA domagał się uwolnienia. Wewnętrzny głos krzyczał z najdalszych zakątków mnie samej - zadbaj o siebie!

Jakiś czas temu zostałam mamą. Dziś rodzę się jako matka. W mojej szafie... w pudełku z napisem mama jest bliskość, mleko, kołysanka, kocyk, ciepło. Matka to o wiele większa energia, moc. To dawać i pozwalać nieść dalej. Mieć ale nie posiadać na własność. Stworzyć więź na całe życie, ale nie przywiązać do siebie na zawsze, pozwolić dziecku pójść własną drogą. Bycie mamą jest ważną częścią mnie, bycie matką otwiera przede mną nową, nieznaną drogę.

Dziś już rozumiem to poczucie pustki wtedy. Nie wynikało z tego, że kocham za mało moje dziecko, że nie radzę sobie, że nie potrafię sprostać zadaniom. Swoje źródło miało w odrzuceniu wszystkiego innego niż rola mamy. Kluczem było odkrycie: jak nie zgubić się w roli matki i zadbać o siebie samą.

Dziś znów mam w ręku paletę pełną barw. A Ty? Jakimi kolorami malujesz przestrzeń w swoim życiu?

Do następnego!

← PoprzedniNastępny →

Komentarze

  • Powered by Contentful