Skip to content

Medytacje grudniowe

  • świątecznie

📅 10.12.2023

Smak odzyskiwania sił chłonę w puszystej przestrzeni zmian, bo grudzień za oknem i wszystko, co szare i bure, okrył swą bielą śnieg. Zachodzę w głowę, lecz pojąć nie mogę, skąd tyle skarg na ten piękny, ostatni miesiąc roku? Gdzie nogi tak szybko pędzą i dłonie spiesznie łapią wątków tysiące? Ja rozgaszczam się wśród poduch nowości, jakie przyniosło mi życie. Nasiąkam nimi jak pergamin miękkim masłem, gotowa na to, by dać się ponieść aromatom korzennych przypraw.

Balans

Na przekór chaosowi końcówki roku łapię balans, uśmiecham się szerzej i czuję, jak w moje ciało wstępuje nieznana mi wcześniej siła. Radość regeneruje każde zranienie. Lekkość przycupnęła na ramionach. A w głowie tańczą myśli tak piękne, jak płatki pierwszego śniegu zimą.

Wszystko smakuje mi lepiej. Jajecznica na obiad, bo jakoś bliżej było do objęć kanapy niż do kanciastości kuchenki. Rozlana kawa – tak pełna swej pełni, że nawet filiżanka niezdolną była pomieścić w swych brzegach bezkresu jej jestestwa. Zbyt szybko przychodzące poranki witam bez cienia wyrzutu. I wciąż mi mało zachwytów w zachwycie, bo słowa nie nadążają za pełnią, jaką właśnie w sobie goszczę.

Spokój poza schematem

Długo czekałam na moment, w którym nie dam zagonić się do kąta przedświątecznej gorączce. By kanciastość tego, co wypada, nie gniotła nieznośnie w tyłek. By jak po gęsich piórach spływała po mnie presja irracjonalnej gonitwy ogarniania na święta.

Niemo spoglądam na kolejki, długie jak choinkowy łańcuch, za karpiem z Lidla, kładąc na kromkę chleba makrele w pomidorach. I tylko jeszcze czasem serce wpada w stary schemat i ponad miarę bić w piersi zaczyna. Zrywam się do biegu z solidnych objęć fotela, by ruszyć przed siebie, lecz zatrzymuję się w półkroku. Już mi się przypomina, że wszystko, czego mi trzeba już mam, przy sobie. Że święta już dawno mnie otuliły.

W nocnej ciszy

Kolorowe reklamy nie mają już nade mną takiej mocy. Nie patrzę tęsknie za lukrowaną wersją rzeczywistości. Nie chowam się za dziesiątką świąteczną poduszką i dwunastym kubkiem z bałwankiem. Nie naklejam na serce plasterka z plastiku oprószonego brokatem. Za to z błogością kleję kolejny mini-domek z kartonu. I słyszę już w uszach tę dziecięcą radość, z jaką będzie ustawiany wśród rzędu choinek.

Biorę na kolana osiemnaście kilogramów mojego szczęścia i pozwalam małym dłoniom czerpać radość życia ze świata leśnych skrzatów. Podróżujemy na kartkach papieru w odległe krainy, gdy pod piekarnią echo cichej nocy niesie zniecierpliwione westchnienia, że tyle roboty, że znowu się zjadą, że nie rusz, bo na święta, a później jedz, bo się zepsuje. Jakby nie dało się bez wyrzutów, wspólnie, bez poczucia krzywdy i potrzeby by perfekcyjnie. Spotkać się w pół słowa, którego nawet dokańczać nie trzeba, bo oczy wyrażą szybciej wszystko to, czego substytutu szukamy na sklepowych półkach.

Wspomnienia

Zapach świerku i skrzypienie śniegu pod nogami. Splątane choinkowe lampki i cukierki w kolorowych papierkach. Stół odświętnie nakryty obrusem i czerwień barszczu parującego na łyżce. Pamiętam to wszystko, jakby wydarzyło się zaledwie wczoraj. Wszystkiego było mniej, a jednak poczucie niczym niezmąconej pełni było większe.

Pamiętasz jeszcze zapach mandarynek i przyprawy do piernika? Czy jeszcze potrafisz rozmawiać z apetytem i przygotować się w prawdzie? Bez szyszki w dupie o wiele łatwiej siedzi się przy wigilijnym stole.

← PoprzedniNastępny →

Komentarze

  • Powered by Contentful