Między zimą a wiosną
📅 20.03.2023
Przesiedziałam ciemność w domu. A dziś z zachwytem dostrzegam, że 17.00 godzina to już nie wieczór! To jeszcze dzień! Promienie słońca wplątują się w kosmyki włosów, niespiesznie podążające do domu po pracy. Ostatnie trzy miesiące zamknęły mnie szczelnie w ciepłej skorupce własnego domu. Dały szansę wsłuchać się w rytm serca mojego i mojej rodziny. Dały szansę na ruszenie z kopyta ku realizacji marzeń, choć fizycznie unieruchomiły moje ciało.
Być może to tylko bajanie, naginanie rzeczywistości tak, by pasowała do mojej wizji. Być może, ale... czuję, że wewnętrzne potrzebowałam tej ciszy, unieruchomienia, odcięcia od wszystkiego. Przebywania w samotni. Troski o to, co najbardziej podstawowe i niezbędne. Zimowego uśpienia potrzebowałam. Zwolnionego tempa, niespiesznych ruchów. Przyglądania się światu zza szyby, z odległości, bez bezpośredniego udziału.
Świat widziany z oddali, nie jest tym samym światem, który widzimy z bliska, z pozycji działania i bycia bezpośrednim uczestnikiem zdarzeń. Oddzieliłam się od tego, co zewnętrzne. Od braku słońca i pośpiechu grudniowego. Od zachwytów nad planami noworocznymi i lutowymi westchnieniami za słońcem. Ani pośpiech, ani ciemność, ani ułuda perfekcyjnej, nowej rzeczywistości nie miały dla mnie znaczenia, bo byłam blisko siebie, w swoim świecie.
Dziś wychodzę do tego, co na zewnątrz. Do ludzi, do świata, w wir biegnących wydarzeń. Budzę się jak wiosna. Niespiesznie, z pozornym ociąganiem się. Ale w środku, w korzeniach, w ziemi, w tych warstwach niedostępnych dla ludzkich oczu życie już się toczy, buzuje, ulega przemianom, wzrasta, tętni witalnością i wolą bycia.
Pragę już łąki i lasu. Miękkości ziemi i soku z brzozowych gałęzi. Czuję, jak Matka Ziemia woła mnie w swoje objęcia! Z utęsknieniem czekam jej dotyku na skórze. Ekscytuje mnie wizja prób ujarzmiania jej, przy pełnej świadomości, że daje tyle, ile sama chce. Że łaskawa mi, bo sama o tym decyduje. Że choć pozornie zatapiam się w ułudzie, że mam na nią wpływ, to ona włada mną. To ja tańczę w rytm jej muzyki, nie na odwrót. Nigdy nie na odwrót. A ona patrzy na mnie z czułością, jak matka potrafi patrzyć na swoje dziecko. I wzrusza mnie jej dobroć, jej szerokie ramiona, do których mogę się tulić.
Wiosna. To już na pewno wiosna. Dni coraz dłuższe, śpiew ptaków głośniejszy. Ciało mocniej dopomina się ruchu. A głowa pełna kwitnących marzeń, jak łąka w rozkwicie. Tylko czasem, gdzieś z nieutulonych jeszcze zakamarków środka przedziera się dławiący gardło głos – czym zasłużyłaś na łaskę życia po swojemu, niespiesznie, na własnych zasadach? Czy godna jesteś tego co masz? Poczucie winy – jakby dobroć i szczęśliwe życie były zarezerwowane tylko dla tych wybranych. Jakby wolność nie należała się z urzędu każdemu. Czy to mój głos? A może głos pokoleń, tych co przede mną małymi kroczkami zmierzały w objęcia wolności?
Może to nie mój strach muszę oswoić, a strach tych, które były przede mną? Może to One mnie wołają, z troski, z miłości. A może pogrążone w niewypowiedzianej tęsknocie, proszą mnie tym cichym szeptem o zaniesienie Matce Ziemi i ich wołań, pragnień i marzeń?