Skip to content

Moje ostatnie imię

📅 11.08.2020

Cierpliwość nie jest moją mocną stroną. Cierpliwość to nie jest moje drugie imię, nawet nie trzecie czy dziesiąte... ostatnie. Zdecydowanie, to moje ostatnie imię.

Zawsze działałam, myślałam, odhaczałam punkty szybko. Jakby jutra miało nie być. Jakby życie za sekundę miało się skończyć. Jakby bezczas miał pożreć mój czas. Pragnienia nie miały chwili, by dojrzeć. Marzeniom brakowało cennych godzin, dni, tygodni, by stały się tak wyraźne w mojej głowie, abym mogła je spełniać. Taka szybka kasa w supermarkecie... Nie musiałam czekać w kolejce ale... nie mogłam mieć w dłoniach więcej niż odgórnie ustalona liczba artykułów. I godziłam się na to... Wiele traciłam, wielu rzeczy nie dostrzegałam na półkach, z wieloma nie miałam okazji się zapoznać, ale liczył się dla mnie czas... Nie żebym zaoszczędzone minuty i godziny sensownie wykorzystywała, żebym je lokowała w sprawach wielkich i ważnych. Robiłam wiele, by zyskać na czasie, a później... przelatywał mi przez palce.

Tyle słów, które za szybko wyszły z moich ust. Tyle gestów, których znaczenie gubiło się przez pośpiech. Tyle decyzji podejmowanych w ułamku sekundy, pod wpływem impulsu, których później żałowałam.

Dziś powolutku wkrada się w moje życie, wchodzi do mojej szafy po odrobince. Tyci cząsteczki, tak maleńkie, że ledwie zauważalne, a mimo to, mające ogromną moc. Bo to nie jest tak, że nagle stałam się oazą spokoju, cierpliwość tryska uszami i oczami, zawsze w porę się zatrzymuję i jestem powściągliwa w działaniu. Nie. Nadal jestem sobą, tornado w mojej szafie i w mojej głowie ma się całkiem dobrze. Zmiana polega na tym, że nie przyspieszam tego, co dzieje się wewnątrz mojej szafy. Pudełko po pudełku, warstwa po warstwie reorganizuję, układam, spisuję na straty i dopisuję do listy zapotrzebowań myśli, słowa, emocje, wartości, marzenia, cele...

W codzienności uderzają mnie takie mikroprzypływy cierpliwości. Idąc dziś na spotkanie, rozkoszowałam się każdym krokiem. Celebrowałam chwilę, w której trzymałam w dłoni maleńką, pulchną, dziecięcą dłoń i tempem ślimaka pokonywałam kolejne metry trasy, w rytm malutkich kroczków zafascynowanych wszystkim dookoła. Tak... dziecięcy zachwyt drogą to to, czego dziś doświadczyłam. Wreszcie sama w sobie mnie cieszy, a nie tylko zdobyty cel, meta. Cierpliwość nie oznacza, że coś mnie ominie, że zabraknie mi czasu. Wręcz przeciwnie. Oznacza, że poznam większy asortyment, dam sobie przestrzeń, by ocenić czego mi trzeba i w jakiej ilości. Być może "zakupy" będą dłuższe, ale nie będę musiała wchodzić do sklepu co kilka chwil, tylko dlatego że wciąż będzie mi się przypominało, o czym zapomniałam. A o ile ton mniej zbędnych artykułów znad taśmy kasy trafi do mojej siatki!!!

A Ty, przy której kasie zawsze stajesz? Ekspres czy standard?

Cierpliwość to potęga! Dla mnie jeden z najtrudniejszych do wypielęgnowania w sobie skarbów. Ale jeśli jej mikroskopijne ilości mają wpływ na moją rzeczywistość, jakie działanie może mieć jej garść? O większych ilościach póki co nie myślę. Wychwytuję z przestrzeni ziarnka wielkości maku i rozkoszuję się tym, co ze sobą niosą.

← PoprzedniNastępny →

Komentarze

  • Powered by Contentful