Motywacjo! Gdzie jesteś?!
📅 28.01.2021
Nastał w mojej szafie taki dziwny czas. Niby wiele wiem, a jednak nic nie wiem. Niby jestem zmotywowana i mogę, a tak niewiele mi się chce. Czegokolwiek się nie dotknę okazuje się, że do realizacji potrzeba zapału, energii i mnóstwa pracy - samo życie - a jednak włącza się wtedy komenda w tył zwrot, do szafy marsz. I tak sobie włażę do szafy i siedzę w jej bezpiecznych objęciach. Po czym znów kiełkują myśli - szafa to nie wszystko, wyjdź, sprawdź, doświadcz. Już się zapalam, już prawie ręce rwą się do pracy... I znów to samo - lawina warunków do spełnienia, lista zadań do wykonania, droga do przejścia, by doświadczyć... O nie nie nie, pani kochana, to za trudne, do nie dla mnie, ja sobie nie poradzę, to może ktoś inny, ja jeszcze nie jestem gotowa, a co jak się nie uda?! To ja sobie tylko na chwilkę jeszcze usiądę w szafie, podumam, pomyślę, poszukam... wymówek. Zero-jedynkowość... albo wszystko albo nic, albo 100% albo nic, albo każda sroka za ogon albo żadna, albo natychmiast albo na świętego Dygdy, albo bez tchu do ostatniej kropli krwi albo ślimacze tempo i kręcenie się w kółko. Znasz to?! Z grzeczności mogłabyś powiedzieć, że tak. I wtedy razem siedziałybyśmy w bagienku diagnozy zerojedynkowości, rozgrzeszając się nawzajem z grzechu zaniechania i przygniatania się wymówkami. Tylko, że życie biegnie dalej, nie zatrzymuje się, nie czeka... Ja się nie bez powodu tu znalazłam. Tylko muszę go odkryć. To znaczy, po części wiem z czego ten stan rzeczy wynika, tylko prościej jest ignorować tę wiedzę, zamiast stanąć z nią twarzą w twarz.
Jest kilka obszarów w moim życiu, w których utknęłam tylko dlatego, że brak mi odwagi i przywiązałam się do łatwych rozwiązań "kosmetycznych" - nie dają realnego rozwiązania, nie są praktyczne i życiowe, ale całość przynajmniej ładnie wygląda albo sprawia takie pozory.
Dziś zderzyłam się ze ścianą. Dawno TO mi się nie przytrafiło. Nie bolało, było ogromnym zaskoczeniem. Okazuje się, że nie wystarczy chcieć. A argument "bo tak sobie wymyśliłam" do innych nie przemawia z równą mocą, jak do mnie samej.
Mogłabym narzekać sama na siebie, że zmarnowałam czas, że mogłam przewidzieć, że widzę co dzieje się w kraju i na świecie, że to czy tamto było tylko kwestią czasu, że za długo stałam w miejscu i pozwoliłam sobie samej zgasnąć zamiast chociąż lekko się tlić, może kopcić... Ale nie robię tego. Po pierwsze - nie lubię sobie już dowalać, nie potrzebuję już wylewać na siebie tej całej żółci bo... nie chcę już być ofiarą, którą trzeba żałować i której się współczuje. A po drugie... nie żałuję zasiedzenia w szafie. Było mi tam dobrze, wygodnie, bezpiecznie. Czasem na głowę spadały mi wieszaki i pudła, ale w sumie żyję, jestem. To jeszcze po trzecie - dobrze jest zatęsknić i przypomnieć sobie czym jest pokora. I ostanie, po czwarte dokładnie taką drogę miałam przebyć, żeby wszystko się we mnie ułożyło, ale i żeby zderzając się ze ścianą wykorzystać zasoby, które już mam i znaleźć rozwiązanie i wyjście z tej sytuacji.
Szukam motywacji do zmotywowania się.