O czuciu
📅 14.02.2024
Gdy czytam: tylko pozytywne wibracje/myśl pozytywnie, a takim stanie się Twoje życie/zaprojektuj swoje szczęście — czuję w sobie wewnętrzną niezgodę. To, co reklamowane jest jako sposób na dobre życie, wydaje mi się być ucieczką od życia prawdziwego, wypieraniem, mechanizmem obronnym.
Bo nie wystarczy
Agata, ja już nie wierzę w to, że wystarczy mieć pozytywne nastawienie i w życiu będzie działo się dobro — usłyszałam. Bo nie wystarczy — wyrwało mi się. Warto w tym miejscu, na samym początku zastanowić się, czym dla kogo jest dobre i szczęśliwe życie. Czy będzie to tylko płynięcie na obłoku lekkości w stronę krainy wiecznego uśmiechu? A może osadzenie się w życiu ze zgodą na własne wnętrze. Czego tak właściwie oczekujemy od życia?
Gdy rozpoczynałam swoją podróż w głąb siebie, szukałam dróg na skróty. Zaklęć i magicznych formułek, które szybko przeprowadzą mnie przez mrok w stronę jasności. Pragnęłam natychmiastowości bez zbędnego trudu, bez łez i bólu. Wściekałam się, gdy ułożyłam w sobie jakiś fragment przeszłości, a życie pokazywało mi kolejny do ułożenia. Tak bardzo chciałam dojść do momentu transformacji absolutnej, raz na zawsze, ze stałym efektem. Gotowy piękny obraz.
I z tym gotowcem iść przez życie. A późnej odkryłam, że puzzle istnienia różnią się od tych klasycznych tym, że efekt finalny wciąż się zmienia. Nie ma jednego wzoru, do którego dążę. Wraz z przypływem doświadczeń i integrowania ich w sobie, układ elementów wciąż się zmienia. Ulega transformacjom, ewoluuje. Bo życie to ruch.
Bez protezy
Uległam magii pięknych słów, według których już za chwilę miałam wieść piękne życie. Szybko zorientowałam się, że to życie nie jest moje. Że ta droga to wypieranie. Skoncentrować się na tym co piękne i ignorować to, co mniej przyjemne dla oka. A całość wołała mnie o uwagę. Najmocniej to, co od lat przykrywane było brokatem w nadziei, że samo zniknie.
A ja chciałam żyć we własnym życiu, być w nim autentyczna. Nie tworzyć awatara, w którym się rozgoszczę. Przestać brać udział w maskaradzie. Nie chciałam protezy życia, chciałam uzdrowić to, które rozpoczęłam wraz z narodzinami.
Tak bardzo dążę do tego, by i u mnie wszystko zaczęło się układać, jak u ciebie — usłyszałam. Nie ma dróg na skróty. Trzeba wejść do szafy życia, zanurzyć się w niej. Przeżyć wszystkie emocje, które w niej się kryją. Dać się poobijać echom przeszłości. Stanąć twarzą w twarz z tym, od czego latami odwraca się wzrok. Poznać zawartość siebie samej. Przestać uciekać. Przyjąć prawdę o całości, jaką w sobie nosimy.
Nie ma dobrej, silnej, pełnej pasji Agaty, która istniałaby w oderwaniu od Agaty, która jako nastolatka żyła nie swoim życiem. Która robiła głupoty, bo tak bardzo pragnęła być zauważona. Która powielała schematy, choć tak bardzo pragnęła inaczej niż wszyscy. Ale i tej, która czasem mam serdecznie dość wszystkiego!
Zgoda na całość
Dziś czuję, że być szczęśliwą to zgodzić się na wszystkie zakamarki siebie. Uznać w sobie wszystkie kolory. Przyjąć do wiadomości, że mam w sobie piękno, ale mam też niszczycielski pierwiastek. Że mam ogromną empatię, ale potrafię też ranić, czasem świadomie. Że bywam najgorszą i najlepszą mamą świata. Najbardziej otwartym i najbardziej zamkniętym człowiekiem na scenie życia. Że jestem wspierającą partnerką i egoistycznym, tupiącym nogami babiszonem. Bywam taka i taka.
I gdy już przyjmę prawdę o sobie w całości, bez wypierania, ucieczki, mechanizmów obronnych. Gdy stanę naga w obliczu prawdy o sobie, zaczynam odzyskiwać prawo do siebie. Do decydowania którego węża w sobie karmię. Co wybieram. W jakim kierunku chcę iść.
Ale najpierw musiałam wrócić do źródła. Do prawdy. Do przeżycia emocji przez lata zagłuszanych. Stanąć twarzą w twarz ze wstydem, złością, rozczarowaniem, żalem, rozgoryczeniem. Nie odcinać przeszłości grubą kreską, tylko spojrzeć na nią z życzliwością, jak spogląda się na małe dziecko, niezdarnie napełniające kubeczek sokiem. Przyjąć do serca, że miałam prawo upadać, uczyć się, być niezdarną. Że to nic złego szukać, doświadczać, a nawet błądzić. Że każde potknięcie to nauka stawiania pewnych kroków, z uważnością na siebie i otoczenie.
Nie bez korzeni
Nie chcę jak kobiety z mego rodu, chce inaczej — usłyszałam. I bardzo to rozumiem, ale wiem też, że dopiero gdy zintegrujemy w sobie świadomość, że naszym źródłem są te schematy, że tam się wychowałyśmy, stamtąd pochodzimy, to część naszej historii, gdy się im przyjrzymy i zrozumiemy, z czego wynikały takie, a nie inne reakcje, możemy zacząć decydować o sobie. O sobie w całości, a nie w oderwaniu od tego, co niewygodne i średnio przyjemne dla oka.
Miłość wypływa z akceptacji, z uznania wszystkich cząstek. Miłość to decyzja, akt woli. Zgadzam się na siebie/ciebie w całości. Czy mogę osiągnąć wewnętrzną zgodę na całość, jeśli żyję według zasady only good vibes? Czy jest możliwym osiągnąć pełnię przez wyparcie i ucieczkę?
Czy da się zaprojektować szczęście tak, by było w pełni naszym? Jeśli ma być kompatybilne z właścicielem, to musi być osadzone na jego fundamentach, zamiast zawieszone w próżni. A nasze fundamenty to doświadczenia, korzenie i droga. To, co same wypracowałyśmy i to, co otrzymałyśmy w spadku od tych, którzy byli przed nami. To nie jest droga na skróty. Wymaga odwagi.
Codziennie po kawałeczku
Możesz się ze mną nie zgodzić. Możesz mieć zupełnie inaczej. Ale gdy pytasz, jak to zrobiłam, to nie chcę Cię okłamywać. Było dokładnie tak, jak napisałam. Zeszłam do podziemia siebie samej i ukochuję tam wszystko, co znajduję. Przyjmuję prawdę o sobie samej, w całości — codziennie po kawałeczku.