Ocalona
📅 16.08.2020
Znalazłam go w szafie. W sumie nie musiałam szukać. Dobrze wiedziałam gdzie jest, i że w ogóle jeszcze istnieje. Stary zeszyt w pomarańcze. Zbiór moich myśli. Dawny, nastoletni świat zamknięty w milionie słów, składających się w wiersze. Tak, wiersze. Pisałam od kiedy posiadłam tę zdolność. Niemal od zawsze słowa układały się we mnie tak, jakby ktoś przygrywał im melodię. Zeszyt przeleżał w szafie od czasów liceum. Wtedy po raz ostatni coś napisałam. Nie żebym później nie pisała. Raczej chodzi o okoliczności dla słów, które wychodzą spod moich palców. Wtedy po raz ostatni napisałam wiersz. Dziś już tego nie robię. Dziś ta forma wyrażania siebie jest dla mnie zbyt ciasna. Kiedyś proza była dla mnie zbyt rozbudowana, zupełnie niepotrzebnie. Po co było tworzyć zdania złożone, gdy tak wiele można było pozostawiać w sferze domysłów. Pisałam białe wiersze, bez znaków interpunkcyjnych, duża czy mała litera nie miały znaczenia. Dziś? Dziś każdy przecinek, każdy znak zapytania, każdy wykrzyknik ma dla mnie znaczenie. Dziś wiele kwestii jest już dla mnie jasnych, a to co niejasne jestem gotowa rozświetlić. Dziś dociekam, szukam odpowiedzi oraz różnych jej wariantów. Dziś życie jest dla mnie taką głębią, takim oceanem emocji, uczuć i myśli, że zdania złożone są błogosławieństwem.
Jak to się stało, że przestałam pisać? Już nie pamiętam. Pamiętam za to jak bardzo w pewnym okresie mojego życia chciałam być w czymś dobra. Marzyłam, by robić coś po mistrzowsku... Śpiewać, tańczyć, biegać... cokolwiek, byle na zadowalającym mnie poziomie. Chciałam być KIMŚ, wielkim, wybitnym, rozpoznawalnym. Chciałam być wyjątkowa w oczach innych. Bardzo frustrowała mnie moja zwykłość, przeciętność, szarość... Odarłam się z wyjątkowości, kolorów, magii i twórczej pasji, a później miałam pretensje do świata, że jestem taka pospolita, bez głębi, zupełnie nie-wyjątkowa. Dziś to widzę. Ale przez lata byłam zupełnie ślepa na fakty, które biją po oczach.
Wracam do pisania by... stać się wyjątkową dla siebie samej. W sumie to nie... Ja nie staję się. Ja JESTEM. Potrafię pisać, a z jakiegoś powodu uznałam, że nie jest to mój talent do pomnażania. Zakopałam go głęboko, przyrzuciłam stertą kamieni i wyruszyłam szukać czegoś wielkiego. Oj niewdzięczna ja i błogosławiona przewrotność życia. Goniłam tyle czasu za czymś, co nie było moje, a to co moje lekką ręką odrzuciłam w kąt. Dziś na nowo czuję frajdę z faktu, że słowa nie grzęzną mi w gardle i głowie. Płyną ze mnie zawsze gdy tylko tego zapragnę. Upajam się chwilami, w których pozwalam im na to.
Chciałam być kimś, kim nie jestem, bo wszystko co dalekie wydawało mi się bliskie.
Czasem mam w sobie obawę (nie ważne ile pudełek z etykietą OBAWY wyrzucę, zawsze gdzieś jeszcze ukazują się kolejne pokłady wypielęgnowanych w czeluści mojej szafy pudełeczek z tą zawartością), że nie wystarczy mi tematów do pisania, zabraknie słów, lub przestaną układać się w jedną całość, wyobraźnia się wyczerpie, twórcze działanie zostanie przez nieznane siły zablokowane... Słoik z obawami... istna puszka Pandory. Ale szybko wracam do równowagi, bo już wiem, że życie ma więcej wyobraźni niż jestem w stanie to sobie wymarzyć. Ograniczenia nie są czymś rzucanym mi pod nogi, bym mogła wyłożyć się na pierwszej lepszej prostej. Ograniczenia, blokady, obawy, wszystkie strachy mieszkają w mojej głowie. Ale głowa należy do mnie. I to ode mnie zależy co z nimi zrobię. Czy przejmą kontrolę? Czy zawładną mną samą? A może podzielą los wielu pudeł z mojej szafy? Czas pokaże.
Dziś już wiem, że urodziłam się z moim darem. Z jakiegoś powodu chciałam z niego zrezygnować i robić coś, w czym trudno byłoby mi osiągnąć zadowalający mnie poziom. Ale życie pokazało mi gdzie bije moje źródło, które przysypałam kamieniami. Gdzie moja moc, moja siła, moja przeszłość, teraźniejszość i przyszłość.
Każda z nas urodziła się z jakimś darem. Niektóre jeszcze go nie odkryły, inne odkryły i pielęgnują, jeszcze inne zakopały, szukając czegoś większego. Są też takie, które życie cofnęło do tego samego miejsca, w którym ukryły to, co otrzymały. Jestem wdzięczna, że nie przegapiłam tego kolejny raz. Że nie musi upłynać następnych kilka długich lat, by życie ponowonie spróbowało otworzyć we mnie to, co sama zamknęłam. Czuję się ocalona. Odnalazłam to, co mnie definiuje.
A Ty? Szukasz? Pielęgnujesz? Zakopałaś? Czy na nowo odkopujesz? Na jakim etapie ze swoim darem jesteś TY?