Skip to content

Przeszłość

  • o kobiecości, jej mocy i energii
  • w świecie emocji
  • iść własną drogą

📅 05.09.2020

Przestałam być niewolnicą przeszłości. Nie zrozum mnie źle... to nie tak, że teraz to co było, nie ma dla mnie znaczenia, nie wywołuje emocji, jest poza mną... Nie. Przeszłość była, jest i zawsze będzie częścią mnie. Jednak wszystko co się z nią łączy straciło na ostrości, złagodniało, a ja złapałam DYSTANS. Alleluja!!! Niektóre sprawy nadal mnie bolą, lecz ja przestałam topić się w tym bólu. Niektóre sprawy nadal wywołują we mnie żal, ale ja przestałam go karmić, a zarazem karmić nim siebie. Do znudzenia powtarzane argumenty co-spowodowało-że-stało-się-tak-a-nie-inaczej w różnych sferach mojego życia, zaowocowały spokojem.

Jasne, że wiele rzeczy można było zrobić inaczej, zareagować na nie w odmienny sposób. Postąpić tak a tak, nie powiedzieć tego czy tamtego, zatrzymać się w półkroku, być czujniejszą, ostrożniejszą, albo mniej bojącą się i odważniejszą. Z perspektywy czasu wszystko można było zrobić inaczej. Co nie znaczy, że mogłam inaczej postąpić. Bo jeśli zareagowałam w danej chwili w konkretny sposób to znaczy, że wtedy było to dla mnie najlepsze rozwiązanie - na miarę moich możliwości lub nawet ich braku, na miarę moich zasobów i potrzeb. Wtedy inaczej po prostu nie mogłam zareagować, bo gdybym mogła, to przecież bym to zrobiła. Dlatego nie ma sensu rozdrapywać przeszłości tylko po to, by się samobiczować. Nie muszę odpokutowywać do końca życia za błędy, które są częścią drogi prowadzącej do rozwoju. Gdy zrozumiałam, że karanie siebie w nieskończoność nie przyniesie mi ulgi, nie pomoże w naprawieniu tego, co zrobiłam nie tak jakbym zrobiła to teraz, po prostu przestałam rozdrapywać rany. Weszłam w etap wyciągania wniosków, czerpania z tego co przeżyłam, by w stosownej chwili dysponować już większym wachlarzem reakcji, słów, emocji.

Z perspektywy czasu wszystko widzi się inaczej, rozwiązania same się znajdują. Ale jest tak tylko dlatego, że przeżyłam już konkretną sytuację i wiem co zadziałało a co nie. Teraz mogę świadomiej postępować, bo lekcja, którą dostałam od życia została przeze mnie przyjęta.

Byłam pewna, że nie da się tego zrobić. Że przepracowywanie przeszłości to lata babrania się w szambie, wywlekania wszystkiego, nadawania temu sensu, bla bla bla - bez możliwości dobrnięcia do końca. Tak, tego też spróbowałam! A jak! Tylko, że u mnie to się nie sprawdziło. Ale potrzebowałam tych prób, by dojrzała we mnie decyzja na bezkompromisową zmianę, na otworzenie się na nowe i nieznane. Kluczem dla mnie była zmiana myślenia. Bo owszem mogłabym ponazywać wszystko (co po części zrobiłam), nadać temu sens (znalazłam, źródło z którego czerpałam), ale niezależnie od poświęconego na to czasu, bez zmiany myślenia tych pudeł w szafie nadal by przybywało. Niekończące się zródło przeszłości do przepracowania - generowanej przez myśli teraźniejsze kurczowo trzymające się tego co bolesne, smutne, przykre.

Od kilku tygodni nie zdarzyło mi się stworzyć i wypełnić otchłanią pustki, żalu i smutku nowego pudełka w szafie. Choć pokus było sporo. Ale już potrafię się zatrzymać z pustym pudełkiem w ręku, bez konieczności wypełniania go. I nagle okazuje się, że na bieżąco potrafię robić porządek w szafie, bez upychania, przykrywania, chomikowania. Nie przywiązuję się już do bólu. Pozwalam mu wybrzmieć, a później odejść. Jeśli zostaje ze mną na dłużej to znaczy, że jest coś, co mogę zmienić/zrobić inaczej - ten czas jest dla mnie sygnałem, że już potrafię, że już mam szerszy wachlarz możliwości, wystarczy sięgnąć do zasobów.

Kiedyś miałam sny, w których ważne mi osoby stawały po drugiej stronie barykady. Robiły coś wbrew moim myślom, uczuciom i emocjom. Niezależnie jakiej sytuacji dotyczył sen, zawsze było tak samo - stałam niema, płacząca, z gardłem tak ściśniętym, że żadne słowo nie było w stanie ze mnie wyjść. Na jawie z kolei mówiłam, stale mówiłam. A właściwie krzyczałam. Nie słuchając argumentów strzelałam powodami, zarzutami, swoimi prawdami jak z armaty, nie patrząc na spustoszenie jakie sieję. Nie zważając na koszty. Wszystko podbite do granic możliwości ładunkiem emocjonalnym, którego siłę rażenia mogłabym porównać do bomby atomowej. Wielkie bum, niszczycielska siła, która trwale raniła. Całkiem niedawo pierwszy raz w śnie pokroju druga-strona-barykady byłam w stanie coś powiedzieć. Bez płaczu, złości i poczucia bezradności, w sposób łagodny ale konkretny wyrazić co czuję, czego pragnę, ale też gdzie są moje granice. Od tej pory nie śnię już takich snów. A na jawie przykładam większą wagę do tego w jaki sposób komunikuję się z otoczeniem, dostosowuję ładunek emocjonalny do przekazu, okoliczności. Już nie muszę krzyczeć, by być usłyszaną. Już wiem, że można łagodniej, a łagodność nie oznacza słabości. Wręcz przeciwnie.

Dziś dziękuję za przeszłość. Czuję, że jej zasoby jeszcze nie raz będą mi wybawieniem w opresji.

Moja szafa... jest w pełni moja! Kurna! Wreszcie! I zupełnie inna niż 2 miesiące temu. 7 lat dojrzewałam do zmiany. W 2 miesiące dokonałam "niemożliwego", a to przecież dopiero początek! Moc jest kobietą!

← PoprzedniNastępny →

Komentarze

  • Powered by Contentful