Przydałoby się
📅 27.11.2020
Taka sytuacja. Stoję w kolejce do piekarni. Pierwsze przymrozki, więc zimno. Ludzie przestępują z nogi na nogę. Nagle pojawia się on, mężczyzna, na oko po 50. Choć trudno wyczytać to z zamaskowanej twarzy. Zagląda przez oszkloną witrynę. Z prawej, z lewej. Widać - coś szuka. Odstępy między ludźmi zachowane, więc bez trudu eksploruje każdy decymetr szyby. Staje między starszą panią w żółtym płaszczu (uwielbiam ten odcień, taki wesoły, pełen dobrej energii), a mężczyzną (dla kontrastu) w czarnej kurtce. Oho... całe jestestwo damy w odcieniu słońca krzyczy z niepokoju. Taki niemy ten krzyk, ale ciało jest już gotowe do ataku... Widać to gołym okiem. Mężczyzna w czarnej kurtce doczekał szczęśliwie swej wielkiej chwili i wchodzi do piekarni. Zamaskowany zaglądacz witrynowy nadal patrzy, lecz zdaje się nie być zadowolonym z efektów swych wnikliwych obserwacji. Chwila prawdy... i lekko rzucone "Ja tylko o coś zapytam" - słoneczna starsza pani nagle się prostuje. Pan po raz drugi zapewnia, że on tylko zapyta! Pani na to, że "oby tak było". Zdaje się jakby tylko ułamki sekund dzieliły od wielkiej dramy... Napięcie rośnie. Ale nie, pan faktycznie tylko o coś pyta, by po chwili opuścić piekarnię. Na odchodne rzuca pani w słonecznym płaszczyku - "Przydałoby się bardziej ufać ludziom, proszę pani". Eh... przydałoby się.
Przydałoby się żyć w zgodzie ze sobą i w wolności, której granicę wyznacza tylko wolność drugiej osoby. Przydałaby się swoboda w kontaktach międzyludzkich. Przydałaby się realna życzliwość i wiara w drugiego człowieka, a także w siebie samego. Panie kochany, ile jeszcze tych PRZYDAŁOBY SIĘ, by się przydało?!
Ale jak? Jak trzymać się tej jasnej strony mocy gdy dookoła mrok?! Jak dbać o żywe relacje międzyludzkie, gdy każdy kontakt z drugim człowiekiem został sprowadzony do potencjalnego zagrożenia?! Jak mówić o wolności, gdy maska przysłania słowa, uśmiech, myśli?! Wreszcie, jak długo można żyć w atmosferze pernamentnego strachu?! Wszystko co jeszcze niedawno było pewnym i stałym, dziś jest rozmytym i niestabilnym.
Pomimo zasobów które posiadam, bywają chwile, w których mam serdecznie dość tego, co za oknem. Ale od mojego "serdecznie dość" myśli bardzo szybko przeskakują na rzeczywistość, w którą korzenie zapuszcza moje dziecko... On już prawie nie pamięta innego świata... I to jest dla mnie najbardziej przerażające! Dobrze, że robimy tyle zdjęć... Jest do czego wracać. Wspólne wyjście do restauracji na obiad, radosne harce w sali zabaw, park i plac zabaw wypełnione dziećmi, dom wypełniony przyjaciółmi, cała rodzina w komplecie - kuzynostwo, ciocie i wujkowie, dziadkowie... I pewnie, że nikt nie może mi zabronić większości z tych chwil, uwiecznionych na zdjęciach ale... Jest jedno zasadnicze ale - chciałabym wrócić do tych sytuacji i nie czuć strachu! Strachu, że komuś coś przyniesiemy "w darze", a on znikąd nie doczeka się pomocy... Że mógłby nie mieć szansy, tylko dlatego, że cały system ochrony zdrowia po prostu leży. Tylko dlatego, że od ludzi i życia ważniejsza jest propaganda, jak świetnie sobie radzimy... Nie chcę tu polityki. Podziałów na tych, którzy z prawa, a którzy z lewa. Pragnę poczucia bezpieczeństwa! Tylko tego. Aż tego!
Przytulić się do tych pachnących policzków i móc powiedzieć - synku kochany, świat jest wielki, ciekawy i tylko czeka, byś go odkrywał z radością i odwagą!