Sobota
📅 18.02.2023
Ależ mnie nosi!!! Nic mi nie pasuje. Najbardziej chciałabym i oczywiście potrzebowała dokładnie tego, czego nie mam! Łażę po domu niby z celem, ale bez niego. I wymyślam co by tu, żeby jednak nie za bardzo coś. No tak, wiem, brzmi bardzo logicznie i konkretnie. Cała ja w przedwiośniu.
Dopadłam wnętrza mojej szafy. Zaczęłam przerzucać ubrania, pudełka z butami, szaliki, czapki, rękawiczki. I przypomniało mi się, że sukienkę zamówiłam i przyszła nie taka, jak pisano w internetach! Miała być wiskoza, lekkość i przewiew. Przyszło sto procent poliestru! Muszę ją oddać! Ja się tak nie bawię! Skoro napisali, że 100 % wiskozy, to ja nie chcę nic innego! Miało mnie wyciszyć porządkowanie szafy, a tylko znalazłam realny powód do nerwów. Zostawiłam szafę. Może salon otuli mój układ nerwowy spokojem.
Pożegnałam dziś dekorację zimową, bo przecież na wiosnę już czekam! Spakowałam wszystkie zimowe porcelanowe dzieci z okrągłymi brzuszkami, odzianymi w dziergane sweterki. Spakowałam milion sto pięćdziesiąt choinek, stojących na parapecie i tworzących leśne tło w zimowej krainie mojego syna. Choć tak prawdę mówiąc... kraina powstała w moich rękach z czysto egoistycznych potrzeb estetycznych. Alem przecież matka-wzór, więc wmawiam światu, że to dla bombelka!
I nowy dylemat życiowy wypełznął zza stołu... Czym przyozdobić salonową przestrzeń? Na królika przecież za wcześnie! Powykręcane gałązki wierzby lub leszczyny są poza moim zasięgiem! Leje jak z cebra, wieje jak oszalałe... Nie ma mowy, by wyruszyć na poszukiwania Świętego Gralla wiosny... Kwiaty! Tak, kwiaty będą najlepsze! Wysłałam męża. No niech się chłopina wykaże i kupi jakiegoś chabazia na stół. Oczami wyobraźni widziałam bukiet tulipanów — żółtych lub czerwonych. A on z kaktusem wrócił do domu. Z kaktusem!! Rozumiesz?! Ja tu wiosny wyczekuję, a ten mi sukulenty do domu znosi!
Nie zaznam ja dzisiaj spokoju chyba! Nie udało się w szafie, nie udało się w salonie... To może rodzinny obiad? Z dobrą rybką zapiekaną w warzywach. Żeby było jakby luksusowo... pod pierzynką z mascarpone! Borze szumiący! Po co rybom ości?! Chyba ku udręce każdego, kto musi je wyjmować przed upieczeniem! Ale nie dam się tak łatwo wyprowadzić z równowagi. No bez przesady. Ma być rodzinny obiad, będzie rodzinny obiad. Jestem makaroniarą i wszędzie gdzie się da, uwielbiam go dorzucać! Więc sypnęłam i jego do naczynia żaroodpornego.
Będzie rodzinny obiad! Stół nakryty, zasiadamy. Wszystko super i smakuje... Ale widzę kątem oka (co go przecież nikt nie ma, ale każdy nim widzi), że młodociany grzebie widelcem po talerzu, w sposób zwiastujący dramę roku. Znasz to? Subtelne znaki niebios, które potrafisz odczytać w ułamku sekundy. Patrzysz tylko i już wiesz, że zaraz nie burza emocji, a prawdziwe tsunami uniesie się nad stołem! Bo makaron jest nie taki! On świderek jeść nie będzie. Łazanki owszem, świderek nie! Bo świderki są zatrute! Uranem! Uran jest bardzo niebezpieczny! On jest trujący! Ludzie nie mogą jeść uranu! On wie, widział w książce, strażaków trzeba wezwać, takich co zatruciami chemicznymi się zajmują! On w książce widział...
A ja oczami wyobraźni widzę, jak wszystkie jego książki płoną na stosie! Nie będzie książek — nie będzie wiedzy. Nie będzie wiedzy, zubożeje wyobraźnia. Zubożeje wyobraźnia — rodzina w spokoju zje obiad, bez widma zastępu ratownictwa chemicznego dewastującego nieudekorowany salon pełen sukulentów! A mówili, a ostrzegali — włącz mu bajkę, a nie tylko te książki i książki! No rację mieli. Dziś jestem o tym w 100% przekonana. Sama na siebie ten bicz ukręciłam.
To może chociaż do drogerii pójdę. Pochodzę między półkami. Nacieszę oczy kolorowymi opakowaniami substancji, których przeznaczenia w większości nie znam. A może coś w ręce wpadnie? A może mi się przypomni, że tego czy owego potrzebuję najbardziej na świecie? Już, już miałam wychodzić! Już plecak na potrzeby jeszcze nieodkryte zabrałam... Ale zaczęło tak lać i tak wiać, że zrezygnowałam.
Wszędzie dziś rozczarowania! A mnie nosi jak szalone! Wiosno, nadejdź! Zrób to przez wzgląd na moje skołatane nerwy! A jeśli jestem Ci obojętną... zrób to dla bombelka mego, nim jeszcze jego księgi mądrości nie zapłonęły!
Dałam sobie ostatnią szansę. Kamyczka ładnego chciałam przez internet zakupić. Już wybrałam, już naklikałam co trzeba, już przelew prawie robiłam i... coś się zepsuło, coś zawiesiło. Tam nie weszło, tu odrzuciło... No trzymajcie mnie niebiosa, bo wyjdę z siebie i będzie mnie dwie! Świat nie jest na to gotowy!