Spacer po lesie
📅 18.08.2022
Nie raz pisałam o tym, że absolutnie wszystko jest po coś, że nie ma przypadków, że każdy puzzel, jeśli mu pozwolimy i trochę dopomożemy, trafi dokładnie tam, gdzie powinien. Od jakiegoś czasu zauważam, że gna mnie do przodu nie ślepy los, a jakaś niezwykła siła, nadająca właściwy kierunek temu, jak biegnie moja ścieżka. W moim życiu nie ma przypadków, choć bywają wypadki, których znaczenia jeszcze nie rozumiem, nie odkryłam, nie zauważyłam tej nici wiążącej je w całość.
Było tak... Pochmurne popołudnie zawisło nad kawiarnią. Deszcz zaczął rytmicznie uderzać o bruk. Ale ani deszcz, ani chmury nie przysłoniły atmosfery, jaka unosiła się nad jednym ze stolików. W zatłoczonej kawiarni nagle zrobiło się niemal pusto, zupełnie jakby Wszechświat sprzysiągł się, by stworzyć idealne warunki do tego, co właśnie miało się wydarzyć...
Gdybym miała napisać książkę o własnej drodze, znakach i ufaniu sobie, dokładnie tak najpewniej bym ją zaczęła. Ale to nie książka, a blog, więc forma tej historii będzie dopasowana do blogowych wymogów.
Wyobraź sobie, że trafiasz do jakiegoś miejsca, jakiejś grupy osób. Jak to zwykle w grupach bywa, ktoś nowy przychodzi, ktoś stary odchodzi, ktoś odsuwa się jedynie czasowo w cień, a jeszcze ktoś inny z rzeczonego cienia właśnie powraca. I w tej właśnie grupie ludzi poznaję ją. Na pierwszy rzut oka moje totalne przeciwieństwo. Gdy całun pozorów opada, z każdym zamienionym ze sobą zdaniem, na światło dzienne wychodzą coraz to nowe wątki życiowe, tożsame dla nas obu. Aż niewiarygodne! Czas mija. A znajomość jest, trwa, rozwija się. Znaczna jej część zbudowana jest ze słowa pisanego i ma to dla mnie ogromną magię. Nie za bardzo umiem rozmawiać przez telefon. Czasem trudność sprawia mi rozmowa twarzą w twarz, ale pisanie... Możliwość odroczenia w czasie natychmiastowo rzuconego komunikatu słownego — szansa na dotarcie do tego, co naprawdę się myśli. Okazja, by faktycznie najpierw pomyśleć a później powiedzieć. I nie chodzi o to, by tworzyć pozory "ą, ę". Udawać, że się jest kimś, kim się nie jest. Tu raczej chodzi o to, by mieć szansę i przestrzeń do pokazania kim się jest naprawdę, w środku, w sercu. Wtedy gdy zgasną światła i staje się ze sobą twarzą w twarz, w prawdzie. O autentyczność skrywaną w głębi serca chodzi. Pod tymi wszystkimi powłokami udawanej życzliwości czy poprawności politycznej, pod płaszczykiem tego, czego oczekuje od nas świat i role, jakich się w życiu podjęłyśmy.
Wyobraź sobie, że spotykasz taką poznaną osobę drugi raz w życiu. Co prawda przegadałyście całe Wasze życie, ale fizycznie widzicie się dopiero drugi raz podczas trwającej dziesięć miesięcy relacji. Dostajesz prezent, książkę. I otwierasz ją na cytacie, który ta osoba wybiera jako motto przewodnie Twojej kartki urodzinowej... A chwilę później okazuje się, że zarówno książka, jak i świeca, którą to Ty podarowałaś Jej, są tak samo zatytułowane... "Spacer po lesie". I możesz powiedzieć, że to zwykły zbieg okoliczności, że się przytrafiło, że w sumie to mało znaczące szczegóły. Kiedyś też tak bym pomyślała. A teraz czuję całą sobą, że to właśnie jest hm... pokrewieństwo dusz? Lub coś w tym rodzaju. Sytuacja wzruszyła mnie niesamowicie. Odebrało mi głos, a łzy zalśniły w oczach.
Dziś, gdy myślę o tym spotkaniu, oprócz zbieżności tytułów zauważam obopólną potrzebę, by w ten las ruszyć, w ten naturalny rytm nocy i dnia, rytm pór roku, rytm bycia i przemijania. Potrzebę wyruszenia w przestrzeń dająca swobodę, umożliwiająca obudzenie w sobie drzemiącej w nas dzikości twórczej mocy sprawczej. Obie mamy jej w sobie sporo, choć wiara we własną moc w każdej z nas do największych nie należy. Jeszcze.
Gdybym mogła sobie wyśnić, kim jestem poza czasem i przestrzenią, która mnie otacza, byłabym Driadą. Las noszę w sobie i należę do niego równocześnie. Ona też. Być może już kiedyś się spotkałyśmy TAM. Kilka miesięcy temu odnalazłyśmy się tu i teraz. Niesamowite! A wszystko zaczęło się od... filcowych ozdób na choinkę.