Skip to content

Świątecznie i magicznie

  • w świecie emocji
  • w codzienności
  • kobiecy punkt widzenia

📅 25.12.2020

Święta od zawsze budzą we mnie mnóstwo wspomnień. Zapach choinki, przeplatający się z aromatem mandarynek - dzieciństwo lat dziewięćdziesiątych. Wigilijna krzątanina, zapach barszczu i świeżo pieczonego makowca. Trufle w czekoladzie i szelest papierków, których zawartość w magiczny sposób znikała z choinkowych gałązek. Pamiętam wspólnie śpiewane kolędy. I tę ciszę wigilijnego wieczora.

Mijające lata przynosiły zupełnie nowe wspomnienia. Pierwsza własna choinka, pierwsze krzataniny we własnej kuchni. Toboły toreb, pudeł i walizek w drodze do rodziców. Wreszcie wigilijny poranek i pierścionek zaręczynowy na moim palcu. A wszystkie te wspomnienia opakowane w niewidzialną mgiełkę świątecznej magii.

Od zawsze stawałam na uszach, by magia była, a moja głowa upiększała lub wręcz wypierała wszystko to, co zwykłe w tym czasie. W tym roku również próbowałam stanąć na rzęsach, by było magicznie. Ale już na wstępie grudzień przywitał mnie tak, jak przywitał. A później co kilka dni dorzucał do pieca nowe wątpliwe atrakcje. Jakby na złość...

Wigilia już za nami. Święta rozgościły się w nas na całego. Ale w tym roku, co pewnie nikogo nie zdziwi, było inaczej. Pierwszy raz straciłam siłę, by zabiegać o magię. I pierwszy raz magia po prostu w nas zagościła. W bardzo przewrotnych okolicznościach... Wśród strachu czy święta będzie nam dane spędzić we troje, czy życzenia świąteczne złożymy sobie tylko za pośrednictwem telefonu. Niewiele brakowało... bardzo niewiele. Ale pierwszy cud się zdarzył - święta razem, we troje, we własnym domu, przy swojej choince. Pierwszy raz zapach przestał mieć znaczenie... Nie czuję nic, lub bardzo niewiele. Pierwszy raz smak nie gra pierwszych skrzypiec - potrafię ocenić czy coś jest słone czy słodkie. Ale już niekoniecznie jestem w stanie określić czy ryba jest świeża - choć sądząc po kondycji domowych brzuchów, menu nam dopisało. W wymarzonym cieście synka zrobiła się dziura, buraki na barszcz zginęły w czeluści garnka, a grzyby na uszka wpadły w objęcia kosza... Zapomnieliśmy też o opłatku. I uwierz mi - było to trudne dla mojej perfekcjonistycznej duszy, kochającej sprawowanie kontroli - nie panowałam nad kuchnią, nie panowałam nad czasem, nie panowałam nad moim domem tętniącym życiem we własnym rytmie. Prezenty zostały znalezione przedwcześnie, opłatka zabrakło, obawy o zdrowie potwierdzone w sposób namacalny. A w tym wszystkim ja - pani świątecznego chaosu. Bynajmniej nie w brokatowej sukni - za to w piżamie, którą ostatecznie pożegnałam w południe. Jaka byłam sobie samej wdzięczna za zapobiegliwość i wcześniejsze przygotowanie części wigilijnych potraw!!

I tak stojąc pośrodku chaosu, skorzystałam z nauki życiowej jaką podarował mi rok 2020 - zadbaj o siebie, czerp ze źródła! No to zaszalałam! Wanna pełna pachnącej wody z solą do kąpieli (to znaczy, gorąco wierzę, że była pachnąca, bo zapachu to ja nie czuję od dawna), a później to już działa się magia domowego spa. Wyobrażasz to sobie?! Barszczu nie ma, choinkowe igły porozrzucane po salonie, dziecko ściągające obrus ze stołu wraz z świąteczną dekoracją, a ja otulam włosy maseczką, dopieszczam twarz peelingiem, ciepło wody rozchodzi się po ciele. Za drzwiami piekiełko zwane przedświąteczną gorączką, ale w łazience... magia w najczystszej postaci.

Barszcz reanimowałam, rozrzutną zieloną panienkę z salonu poskromiłam, wyżej wspomniana zapobiegawczość uratowała uszka, rybka w piekarniku pięknie zaczęła się rumienić, na progu, z zachowaniem wszelkich zasad bezpieczeństwa, nasi ulubieni Kolędnicy. A pośrodku my - tak niesamowicie wdzięczni i wzruszeni faktem, że mamy siebie na wyciągnięcie ręki. Że moje miejsce przy stole nie stoi puste, że tradycyjnie zasiądziemy wszyscy przy choince do pamiątkowego zdjęcia. Że oboje będziemy patrzeć w te małe roześmiane oczka, podążające za pospiesznie rozrywającymi kolorowy papier rączkami. Jeszcze nigdy barszcz bez smaku tak nam nie smakował... I to małe serduszko, skaczące z radości na widok ciasta z galaretką. To właśnie jest magia! Tego wieczoru wzruszenie jeszcze wiele razy odbierało nam głos. I ta wdzięczność, że mamy siebie. Mimo wszystko i dzięki temu wszystkiemu - mamy siebie!

Nie szukałam magii, ona sama mnie znalazła! Takiej świątecznej energii Ci życzę.

← PoprzedniNastępny →

Komentarze

  • Powered by Contentful