Świąteczna magia z szafy
📅 23.11.2020
No wiem, że jeszcze tyle czasu (mimo, że sklepowe półki już pod koniec sierpnia odgwizdały start konsumpcyjnej przedświątecznej(?) gorączki). Ale z każdą reklamą (zwłaszcza tą piękną i długą), z każdym przedwcześnie zjedzonym czekoladowym Mikołajem czy marcepanem (tak, tak moi kochani - do Was ten przytyk!), przybliża się o krok ten najpiękniejszy czas w roku.
Czas, za którym zaczynam tęsknić nim jeszcze zdąży minąć. Ba! Ja tęsknię za nim, nim jeszcze się rozpocznie... Kto mnie zna, ten wie, że święta Bożego Narodzenia mogłyby dla mnie trwać cały rok. Okrągły rok mogłabym piec, szyć, tworzyć, sklejać i malować cuda, będące zapowiedzią tego okresu w roku. Wyniosłam z domu nieodpartą potrzebę czynienia przestrzeni magiczną i bajkową w tym czasie. "Ręce pełne roboty". Ale nie takiej, na której trudy się narzeka, a ze zmęczenia pada półprzytomnym na łóżko. To zajęcie dające poczucie, że absolutnie wszystko jest możliwe, a brokat w ilości hurtowej nikogo nie dziwi. Tak, zdecydowanie brokat to jest to, co lubię. Ten błysk odbijającego się światła. Usta same rozciągają się w uśmiechu. Niezależnie od tego, jak nastrojowa byłaby praca związana z przygotowaniami, od kilku lat mam poczucie, że magia świąt gdzieś mi ulatuje. Przecieka przez palce.
Pora zrobić coś inaczej niż zwykle z nadzieją, że przyniesie to lepszy efekt. Bo ile można robić to samo, czekając na cud, że tym razem rezultat będzie inny?
W tym roku do tematu zamierzam podejść inaczej. I chyba po raz pierwszy w swych przygotowaniach ująć drugiego czowieka. Nie żebym nie miała go na uwadze do tej pory. Ale... różnica polega na tym, by tworzyć nie dla kogoś, ale z kimś. Być uważną na potrzeby, usłyszeć pragnienia. Nie zakładać z góry, co komu potrzeba, ale wsłuchać się w melodię serca. Pragnę łagodności i delikatności - właśnie nimi dwoma dekorować mój dom. Czułość wprowadzić pomiędzy poduszki w świątecznym wzorze ostrokrzewu. Miłość, która nie ocenia ani nie stawia warunków, wpleść w łańcuchy choinkowych lampek. Słodycz korzennych ciastek zaprosić w progi mojego serca. Odkryć magię każdego mijającego dnia. Żyć, każdego dnia równie mocno. Dać sobie samej preteks do dbania o siebie i najbliższych w sposób wyjątkowy, nie tylko od święta. Być wdzięczną i dostrzegać powody do wdzięczności. Traktować mijające chwile jak dar, a nie coś, co z góry mi się należy.
Są tacy, którzy twierdzą, że wyrabianie w sobie nawyku trwa 21 dni, inni że 28, jeszcze inni 35 lub 65 dni. Niezależnie od czasu, chcę by na stałe zagościł we mnie nawyk wdzięczności, łagodności i delikatność. Próbowałam już wiele razy. Z marnym skutkiem, choć nie wiem czy to dobre określenie. Z pewnością z ulotnym skutkiem. Może jeszcze w pełni nie byłam gotowa, może musiałam odrobić jeszcze sporo zaległych lekcji, a może w głowie ścieżki prowadzące do tych trzech wartości nie są tak wyraźne i namacalne. Być może potrzebuję dodatkowych "słów kluczy", by wyjść ze strefy walki i wpadać w bezpieczne ramiona BYCIA tu i teraz, odziana w łagodność, z delikatnością wplecioną we włosy i zapachem wdzięczności unoszącym się mgiełką nad moim ciałem.
Zaczynam to czuć! Budzi się we mnie ta JA, którą od dawna chciałam poznać. Ta, która potrafi zatrzymać się w pół oceniającego słowa, która łagodnością zareaguje na pozorny brak łagodności, która delikatnością zareaguje na gwałtowność. Gdy zamykam oczy, taką siebie widzę. W brokatowej sukni utkanej z miłości. Ten trudny rok ciągłej gonitwy i walki jest dla mnie zwięczeniem pewnego etapu w życiu. Nadchodzi nowe. Czuję to!
Życzę Ci, byś w swojej szafie odkryła swoje własne NOWE, które na Ciebie czeka! A sobie życzę sprzyjających wiatrów, bym dała się im ponieść tam, gdzie moje prawdziwe przeznaczenie.