T jak Tato, M jak Mama - wspomnienia z dzieciństwa
📅 28.09.2020
T jak Tato
Dziś mi się przypomniało. Twoje czarne, wysokie buty Tato, całe w śniegu. (Oho! za oknem zrobiło się tylko odrobinę zimniej, a w głowie już świąteczna zawierucha...). I zapach zielonej choinki, unoszący się na klatce schodowej. Świerkowe igiełki, roznoszące żywiczy aromat oznaczały, że się udało. Że i tym razem (jak co roku zresztą - choć zawsze towarzyszyła mi w tym momencie ekscytacja) wybrałeś się na rowerze, w zaspach, po świąteczne drzewko. Pamiętam jeszcze Twój sweter Tato. W ciepłym kolorze wnętrza dojrzałej brzoskwini. Uwielbiałam go! A pamiętasz jak wtulałam się w Ciebie, gdy jako mała dziewczynka, pokładająca się z bólu po wizycie u dentysty (raczej sadysty), szukałam ciepła i ukojenia? Twoje szerokie ramiona były idealne.
Nauczyłeś mnie malować ściany. Z Tobą kładłam pierwsze w życiu panele w moim malutkim pokoju. Pokazałeś mi jak wymienia się wtyczkę, tą w starym radio. Pamiętasz to, Tato? Schodząc do piwnicy po brzoskwinie w słoiku, lubiłam bawić się imadłem, przykręconym do Twojego roboczego stołu. I kluczami, wiesz tymi ułożonymi na kołeczkach po prawej stronie, na regale. Zawsze mieszałam je wszystkie, by później układać według wytłoczonych na nich numerów. Najmniejsze na górze, największe na samym dole. A pamiętasz jak pozwalałeś nam wskakiwać do wózka (służacego do przewożenia np. ziemniaków) i urządzałeś tour w pobliżu naszego bloku? No dobra, nie urządzałeś nam przejażdżki ot tak, zwykle po prostu jechałeś odwieźć wózek na jego miejsce, ale niezależnie od tego, gdzie i w jakim celu zmierzałeś, wózkowe wyprawy zawsze były radością. Czułam się wtedy jak księżnika w karocy! Albo gdy wieczorową porą Dnia Zadusznego szedłeś z nami na cmentarz. Wiatr hulał w polach, zimno wciskało się pod kurtki. Ta ciemność, którą rozjaśniały tylko gwiazdy i tlące się w oddali znicze. Moją głowę wypełniają takie wspomnienia z dzieciństwa.
Nikt nie robi rosołu takiego jak Ty. Ani czerwonej kapusty, gołąbków czy Twojej zasmażki.
M jak Mama
Nauczyłaś mnie lepić pierogi, Mamo. Do dzisiejszego dnia pozostała mi miłość do pszennego ciasta, skrywającego dobrze przyprawiony farsz. Nauczyłaś odróżniać grzyby trujące, od tych jadalnych. Choć złośliwy las zwykle te pierwsze stawiał przede mną na moich grzybiarskich podbojach. Pokazałaś gdzie szukać jagodnisk. Pamiętasz nasze wrześniowe wyprawy po wrzos? Gdy byłyśmy z siostrami małe, szyłaś nam sukienki i dziergałaś na drutach sweterki. Razem robiłyśmy ozdoby na choinkę i las w szkle - kto by pomyślał, że ponad 2 dekady później, przyjdzie na to taka moda. Wyprzedziłyśmy naszą epokę!
Śpiewałaś nam i uczyłaś wierszy. Pamiętam ten o wietrze. To znaczy fragmenty... "Jeden wiatr w polu wiał, drugi wiatr w sadzie grał, cichuteńko, leciuteńko, liście pieścił i szeleścił. Mdlał". I jeszcze jeden - "Rano mgła w pole szła, wiatr ją rwał i ziębił. Opadały ciężkie grona kalin i jarzębiny". Przez długie lata myślałam, że to jedne wiersz. Taki miks Tuwima i Czechowicza. Nie mogłam pozostać obojętna na jesień, gdy od maleńkości taki jej obraz wrastał w moje serce i moją wyobraźnię. A gdy szukałam wiersza na konkurs recytatorski w szkole, pokazałaś mi wiersze Gałczyńskiego. Pamiętasz, Mamo? "Jutro popłyniemy daleko, jeszcze dalej niż te obłoki..." - i ja posłuchałam, popłynęłam! Choć na konkurs wybrałam inny utwór. Nie mogłam inaczej - "Ona mi pierwsza pokazała księżyc i pierwszy śnieg na świerkach i pierwszy deszcz...". Aż do teraz niezdawałam sobie sprawy z tego, jak wiele poezji, zabawy słowami i lekkości w ubieraniu rzeczywitości w słowa, mi podarowałaś. Pokazałaś jak zrobić coś z niczego. Nauczyłaś pracowitości i rozkochałaś w naturze, drzewach i kwiatach.
Pamiętasz "pokój, gdzie nici"? No... to było Twoje prawdziwe królestwo. Jakże ubogie były pokoje moich koleżanek, wypełnione po brzegi pięknymi zabawkami (których ja w takich ilościach nie miałam), ale zupełnie pozbawione choćby grama materiału, szpulki nici, czy motka wełenki?! Nie rozumiałam w jaki sposób można się bawić, gdy nie ma się z czego uszyć kołderkę i podusi do pięknego, ale twardego wózka!!! Jak bardzo niewygodnie musiało być tym pięknym lalom!!!!
Jakie to cudowne, że oboje czytaliście książki. Tyle podróży odbyliśmy wspólnie na ich kartkach. Do dnia dzisiejszego książki mają dla mnie ogromną wartość. Miłość do nich wyniosłam z domu. Jakie to cudowne, że w niedzielę zabieraliście nas wspólnie na wyprawy do lasu. Ciepłe sobotnie wieczory spędzone przy ognisku... A kiedyś zabraliście nas do ogromnego sklepu. Nigdy nie byłam w tak dużym sklepie, nie wspominając już o tym, że cały, dosłownie cały, był wypełniony zabawkami. I... pozwoliliście każdej z nas wybrać to, co nam się spodoba! Czego dusza zapragnie!!!! Dostałam od Was więcej obfitości, niż Was obdarowano w dzieciństwie - teraz to widzę. Daliście mi tyle, ile byliście w stanie, czasem nadludzkim wysiłkiem, wykrzesać z własnych zasobów i możliwości. Czuję ogromne szczęście, że przeszłość ułożyła się we mnie. Że teraz, oglądając się za siebie, właśnie taki obraz mojego dzieciństwa widzę, takie wspomnienia z dzieciństwa w sobie noszę! Dziękuję...