Tu gdzie jestem - historia pewnej przyjaźni
📅 07.11.2022
Telefon dzwoni rzadziej. Komunikatory z mniejszą częstotliwością migają na ekranie. Odnoszę wrażenie, że niektóre drzwi zamknęły się na dobre bez konkretnego powodu. I trochę mi żal i gdzieś jakiś smutek kołacze w drzwi szafy. Przecież wiem, że tak bywa. Wiem, że drogi przecinają się w konkretnym czasie po to, by biec równolegle ze sobą długie lata lub tylko przez ułamek sekundy. Ja to wszystko wiem, a jednocześnie gdy wydarza mi się jakaś relacja, to roję w głowie ułudę, że to już na zawsze. Że ramię w ramię po kres czasu i dalej niż sam horyzont. Wbrew logice. A ludzie od zawsze przychodzą i odchodzą. Ja także jestem w drodze.
Wiesz, co jest najtrudniejsze? Nie tylko pozwolić komuś odejść. Jednym z najtrudniejszych jest przestać wymagać, że osoba odchodząca się pożegna. Bo nie zawsze można znaleźć odpowiednie słowa na do widzenia. Nie zawsze jest na to siła lub odwaga. Bywa, że brakuje ku temu zwyczajnie chęci. I nic mi do tego, kto z czym idzie. Nie podlega to osądowi czy ocenie. To fakt, który po prostu jest. A ja nie mam prawa wymagać. Sama nie wiem, czy w moim życiu nie pojawi się chwila, w której przypływie, wyjdę bez pożegnania przez te, czy tamte drzwi. To, że coś mi się nie przytrafiło do dziś, nie oznacza, że nie przytrafi się jutro, za rok lub dziesięć lat.
Oswajam ostatnio w sobie różne scenariusze, bo życie niejednokrotnie pokazało, że ma więcej fantazji, niż ja mogłabym to sobie wyobrazić. Mimo wszystko, ale i przez to wszystko, tu gdzie jestem, jest mi dobrze. Czuję, że wreszcie jestem u siebie. Wszystko nabiera głębszego sensu. Marzenia stają się rzeczywistością. Czasem tylko wieczorami puka do moich drzwi melancholia, gnana w moje objęcia chłodem nocy.
Jesteś tak blisko, a jednak bardzo daleko. I czasem nieśmiało rzucam pytanie w przestrzeń, czy jeszcze nam się przytrafi ta powtórka ze wspólnej drogi? Czy jeszcze kiedyś mój świat spotka się z Twoim światem i zatańczą razem w dzikim tańcu radości, przy akompaniamencie chłodnego białego wina? Czy jeszcze choć raz usiądziemy twarzą w twarz bez przymusu lub powinności? Czekam, cierpliwie czekam, choć w wieczory takie jak ten, żal za tym, co już minęło, ściska serce i wyciska łzy.
Tu gdzie jestem bardzo brakuje Ciebie. Twych oczu, śmiechu, pięknych długich paznokci obejmujących filiżankę kawy. Tęsknię, nieustannie od długich tygodni. I wyrzucam czasem sobie, że gdybym nie poszła te trzy kroki dalej, gdybym zaczekała, gdybym... Przytrafiłaś się w moim życiu jak ziarenko ślepej kurce. I choć wiem, że nie mi decydować o losach nie moich, to chciałabym móc zatrzymać Cię przy sobie. Każda z nas poszła własną drogą... Gdybym chociaż miała pewność, że tam, gdzie jesteś, jest Ci dobrze. Gdybym pod skórą nie czuła obaw, strachu i pustki...
Przychodzisz w mój listopad taka wakacyjna, roześmiana, ze słońcem wplecionym we włosy. Pełna kolorów na sobie i w sobie. Ze światłem wypływającym z ust pełnych uśmiechów i dobrych słów. Czasem wyobrażam sobie, że siedzisz na fotelu obok i opowiadasz mi o czymś bardzo żarliwie. Lub że wychodzimy razem na miasto, zostawiając za sobą wszystko to, w co wpisały nas role. Jesteśmy tylko my, takie prawdziwe. Tęsknić do Ciebie nie przestaję. Ale godzę się na to, bo wiem, że Ty tej przestrzeni potrzebujesz. Najtrudniejszy z wymiarów przyjaźni, bo choć ją przypieczętowuje, to jednocześnie ją rozwiązuje.
Tu gdzie jestem, czasem pada deszcz, a czasem świeci słońce. Bywa, że wiatr wieje w oczy, by następnym razem popychać do działania, dudniąc w plecy. Ale jestem w domu, u siebie, tam, gdzie moje miejsce. Chcę wierzyć, że i Ty odnajdujesz właśnie swój dom, meblujesz go na nowo marzeniami, wspomnieniami, miłością i nadzieją na przyszłość. Bądź szczęśliwa i pamiętaj, jestem.