Wieczorne bajanie o życiu
📅 18.02.2022
Noc jeszcze nie nadeszła, ale dzień dokończył swój bieg. Szarość wieczoru mości się między budynkami, blokami, ulicami miasta. Zmęczył mnie dzisiejszy dzień. Zabrał dużo energii, ale przyroda zawsze dąży do równowagi. Po każdym odpływie nadchodzi przypływ. Z tym, że nie zawsze wiadomo, co odpłynie oraz co przypłynie. Życie ma czasem więcej fantazji niż jesteśmy w stanie to sobie wyobrazić... W moje serce cieniutkimi jak nitka strużkami, wlewa się nadzieja, ubrana we wdzięczność.
Muszę przyznać, że życie nie ma ze mną lekko. Tak, dobrze przeczytałaś. To ono ma ze mną pod górkę, nie ja z nim. Dopiero gdy uświadomiłam sobie ten mechanizm, nabrałam przekonania o moim sprawstwie. Wierzę, że to co mnie otacza jest wypadkową moich myśli. I wiem też, że wszystko czego doświadczam, od zawsze i na zawsze skierowane jest na moje dobro, na pełnię, której każda z nas może doświadczyć. Choć sprawa wcale nie jest taka prosta, romantycznie piękna, o nie. Czasem los, przeznaczenie, Wszechświat lub jak kto woli życie, musi stanąć na rzęsach, by naprowadzić nas na drogę, ku sobie samym. Bo dopiero blisko siebie doświadczyć można tej pełni. A być blisko siebie, to niezwykle trudna sztuka. To akceptacja i zaufanie - bez gwarancji natychmiastowej satysfakcji, to świadomość możliwości ale i braków - bez gwarantowanej rekompensaty tych drugich tu i teraz. To ogromna miłość bezwarunkowa, a do tej warunkowości niestety przyzwyczaja nas świat. Zewnętrza motywacja od zawsze przychodziła mi z ogromnym trudem, a jednocześnie to opinia świata była dla mnie najważniejszą. Niezły paradoks - nieumiejętność trwałego i efektywnego reagowania na zewnętrzne impulsy, przy równoczesnym pragnieniu poczucia ciepła, będącego efektem tychże impulsów. Jak miało się to udać? No jak? Jak pozostać w harmonii, gdy kocha się i nienawidzi równocześnie ten sam obiekt? Jak iść szybko, gdy pragnie się zatrzymać w bezczasie i po prostu stać? Albo jak stać ze stoickim spokojem, gdy ciało pragnie ruchu, karmi się nim? Jak być szczęśliwą ze sobą, odrzucając swoją wyjątkowość? Jak wierzyć w miłość, nie potrafiąc pokochać siebie?
Mieszczę w sobie tsunami myśli, uczuć, emocji. Wspomnienia mieszają się z pragnieniami, marzenia z potrzebami. Każda myśl, każde działanie, każda zmiana ma swój początek we mnie. To ode mnie zaczyna się wszystko to, co mnie otacza. Gdy wypełnia mnie złość, jak zaraza zatruwa moje otoczenie, rozlewa się po ludziach, których napotykam na swojej drodze. Gdy wypełnia mnie miłość, jak fala rozchodzi się w przestrzeni, zataczając coraz szersze kręgi. Każdej z nas zdarzyło się to choć raz. Dostać rykoszetem czyjegoś trudnego poranka, wstania lewą nogą, poniesienia klęski w sytuacji bycia pewnym swego. Równocześnie każdej z nas (no chyba, że się mylę, to mnie popraw) zdarzyło się nadać pędu owemu rykoszetowi. Ludzkie to. Mało wygodne dla ego, zwłaszcza ta druga perspektywa. Ale każdej z nas zdarza się błądzić, by później siebie odnajdywać.
To był jeden z tych trudniejszych dni, mimo że pozornie nie wydarzyło się nic. Choć dla mnie wydarzyło się wszystko. Uczę się dostrzegać szanse, te maleńkie dary losu, wskazówki cichych aniołów, którzy mnie otaczają. I gdybym wgryzła się w każdą dzisiejszą rozmowę (tak porządnie, jak wgryza w puchate wnętrze świeżego pączka, pragnąc zgromadzić na języku jak najwięcej słodkiego smaku), a przeprowadziłam ich dzisiaj naprawdę wiele, to poczułabym tę słodkość dobra, które mnie otacza.
To ogromny dar być wśród ludźmi, którzy potrafią tchnąć powietrze w maleńką, dogasającą iskierkę, by podsycić niemal znikający w niej płomień. Czasem mam wrażenie, że świat wali mi się na głowę tylko po to, bym miała okazję odczuwać tę wdzięczność za przyjaciół, których mam, za anioły, które Wszechświat ustawił na mojej drodze. A skubany robi to regularnie!! I mimo, że te trzęsienia ziemi potrafią bardzo boleć, to wybaczam mu! Słyszysz Wszechświecie?! Wybaczam Ci! Bo ból jest zaledwie maleńkim ziarenkiem maku w bezkresie dobra, o którego istnieniu mi przypominasz. Z drugiej strony wiem też, że gdybym nie była tak sceptyczna co do własnych zasobów i cudowności otaczającej mnie przestrzeni, skubany drań nie musiałby być tak regularny w przewracaniu mojej codzienności do góry nogami.
Wiesz co było dzisiaj moim największym odkryciem? Że mój największy sprzymierzeniec, moje największe DOBRO, jest na wyciągnięcie ręki o każdym brzasku słońca i o każdym świcie, niemal od dekady! I pomyśleć, że świat znów musiał mi runąć na głowę, bym pojęła tę oczywistą oczywistość.