Własna droga
📅 03.03.2021
Każda z Twoich granic jest w porządku, pod warunkiem, że jest Twoja. Doszłam w mojej szafie do etapu, w którym weryfikuję zawartość pudeł pod tytułem moje granice. Okazuje się, że dużo z nich nie zostało ustanowionych przeze mnie, choć stały się integralną częścią mnie samej. Każda z Twoich granic jest świętością nieprzekraczalną! To, że ktoś ma inne granice, chce i pozwala sobie na więcej, nie oznacza, że Ty też musisz. To, że ktoś działa w zawężonym polu nie oznacza, że Twoja szersza perspektywa jest czymś nienormalnym, złym, fanaberią. Masz prawo czuć głębiej lub płycej, żyć inaczej lub tak jak większość, jeśli tego właśnie chcesz, postrzegać świat swoimi oczami, iść własną drogą.
Marzec jest dla mnie nowym początkiem, punktem zwrotnym. Rok temu o tej porze rozpoczęła się moja największa przygoda życia - odkryłam, że jestem, istnieję, oddycham dla siebie. Z mnóstwem bliskich mi ludzi na wyciągnięcie ręki, będących częścią mojego świata, ale ja sama w sobie jestem kompletna, wełnowartościowa, jestem całością, choć również częścią wszechświata. Nie wiem czy rozumiesz co mam na myśli. Chodzi mi o to, że odkryłam umiejętność czerpania siły z siebie samej, przy jednoczesnej światomości, że moje życie, decyzje, postrzeganie świata, moja kobieca moc i energia są częścią czegoś większego. Wcześniej czułam, że bez innych nie istnieję. Czułam się samotnie za każdym razem, gdy nie miałam okazji wchodzić w głęboką relację z drugim człowiekiem. Żyłam dla innych. Troszczyłam się o innych, robiłam coś dla innych, bo tylko w ten sposób nie byłam samotnym elektronem, niemającym najmniejszego znaczenia dla ogółu. Dziś już wiem, że wszystko czego potrzebuję mam w sobie, ale też mam świadomość jak wiele zasobów posiadam i jak wiele mogę z siebie dać innym, nie zatracając się. Zaczęłam określać własne granice i wytyczać własną drogę.
I pomyśleć, że wszystko na dobre zaczęło się rok temu. Pierwsze dni marca były słoneczne i raczej ciepłe. W powietrzu czuć było wiosnę, ale i coś ciężkiego, trudnego do zdefiniowania. Wisiało nade mną jak gradowa chmura, gotowe w każdym momencie posypać mi się na głowę. Drzewa jeszcze nie wypuściły młodych listków, trawa nie kusiła soczystością zieleni. Czułam jakby pomiędzy promieniami słońca snuła się szarość i powoli oplatała mnie swoim woalem.
Z dokładnością co do dnia i godziny mogę określić moment, w którym moja droga przybrała dotąd nieznany mi kierunek. Już nie było odwrotu. Był strach przed nowym i desperacka próba powrotu do normalności. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że normalność wróciła, ale nie taka jaką nosiłam w sobie przed marcem 2020 roku. I całe szczęście! Odkryłam sprawy i aspekty życia, o których do tej pory myślałam w kategoriach science fiction - a teraz... są moim chlebem powszednim. Przeszłość nabrała innego wymiaru, a przyszłość wreszcie zaczęła być możliwa. Co do teraźniejszości... tak, tu właśnie usytuowana jest moja własna droga, tu ją poznałam, tu zaczęłam nią podążać.
Zarówno granice, jak i własna droga, są ściśle powiązane z prawem do świadomego wyboru. Gdy czujesz, że masz wpływ na to jak wygląda Twoje życie, łatwiej zaakceptować konsekwencje wyborów czy decyzji. Nie mówię, że nagle staje się to banalnie proste. Nie. Ale wiemy o sobie tyle, na ile sprawdziło nas życie. I właśnie tego w ostatnim czasie doświadczam najmocniej. Przez wiele miesięcy budowałam w głowie obraz mojego zdania w konkretnych tematach. Czując na sobie presję oraz groźbę przymusu stawałam okoniem. Gdy czujesz, że nie masz wyboru, do głosu dochodzi bunt, często irracjonalny, oporny na logiczne argumenty. Przemożna potrzeba strzeżenia swoich granic. Punktem zwrtonym okazało się dla mnie zetknięcie w realnym życiu z tą, przez wiele miesięcy hipotetyczną sytuacją. I dopiero gdy stanełam przed wyborem, odkryłam swoje prawdziwe zdanie w tym konkretnym temacie. Mówi się, że życie to sztuka wyborów. Tak, zdecydowanie to ze mną rezonuje. Choć dodałabym do tego drugą część - i sztuka przyjmowania i ułożenia w sobie ich konsekwencji.
Podążanie własną drogą otworzyło mnie na świat. Co dzień uczy poznawania własnych granic. Pozwalania sobie na zmianę zdania lub wyrabiania go na drodze doświadczania. Nie jest łatwo, zwłaszcza gdy jest się upartym jak osioł. Ale zdecydowanie warto, bo nagle okazuje się, że niemożliwe w mojej głowie staje się możliwym w realnym życiu. Jestem wdzięczna, że mogę tego doświadczać!