Wylęgarnia absurdów
📅 30.08.2020
Od rana siedzę w szafie. Dzieje się mnóstwo choć nic się nie wydarzyło. Wniosłam do szafy strach przed hipotetyczną myślą, potencjalnie mogącą (choć wcale nie muszącą) zagościć w głowie drugiego człowieka... Dzień świra na całego!
Myśl w głowie drugiej osoby jeszcze nie powstała (i nie mam powodów by twierdzić, że powstanie), nie została wypowiedziana (nie mam powodów by twierdzić, że słowa zostałyby zwerbalizowane), a już na mnie zdążyła wpłynąć. Już otuliła mnie szczelnie wstydem, strachem. Już przygotowałam pudełeczko na te emocje... A absolutnie nic się nie zadziało!!!
Coraz częściej myślę, że trudne rzeczy mnie nie spotykają. Ja je sama tworzę, w swojej głowie. Nadaje myślom konkretny ładunek emocjonalny i puszczam je w świat, a właściwie puszczam je w swoim kierunku, by we mnie uderzały. Ani to mądre, ani rozsądne. Racjonalne też nie. Nie buduje mnie to, nie wzbogaca (chyba, że napięte ciało, siwe włosy i rozkołatane serce się liczą), a mimo wszystko od lat trzymam się tej ścieżki...
Nigdy nie zwykłam pytać dlaczego ja. Różne rzeczy spadały mi na głowę, z różnym bagażem przyszło mi się mierzyć, ale tego jednego się zawsze trzymałam. Nie pytać "dlaczego ja", bo jest to pytanie na które nie ma odpowiedzi, a jednocześnie każda odpowiedź może idealnie pasować. Zwykłam pytać "ile jeszcze?". I to moje ile-jeszcze ściąga na mnie tyle, ile wagi przykładam do pytania. Więc już nie pytam ile jeszcze absurdów kryje się w mojej szafie, bym z każdym pytaniem na tworzyła nowego.
Wreszcie dotarłam do sedna... Nikt okrutniej mnie nie oceni, nikt mocniej nie osądzić niż ja sama... Znów wracam do punktu wyjścia - myśli mają ogromną moc. Mamy w życiu to, czym się otaczamy... I czuję, że wracać będę jeszcze wiele razy do tego punktu, nim z szafy ulotnią się ostatnie opary negatywnych myśli.
Gdy już przestałam źle myśleć o sobie samej przyszedł czas na przyjrzenie się co myślę o tym, co wychodzi spod moich rąk. Bo to dwie różne sprawy JA i to co-tworzę-co-buduję. Nadal nie ugruntowało się we mnie jeszcze poczucie wartościowości tego co tworzę. Wiem, że wiele potrafię. Wiem, że wiele mogę ale jeszcze gdzieś we mnie siedzi niepewność co ludzie powiedzą o moich wytworach, jak ludzie je ocenią. I póki co zakładam czarny scenariusz. Wkładam w usta innych nie ich słowa, nie ich myśli, nie ich intencje. To czym tak hojnie rozdzielam nie należy też do mnie. Jest utkane ze starych opinii, osądów mniej lub bardziej przypadkowych ludzi, z myśli które jak zaraza rozprzestrzeniły się w mojej szafie. Ale teraz jestem już uważna. Widzę i nie odwracam już wzroku. Dociekam, szukam, próbuję patrzeć na sprawy nie tylko z własnej perspektywy. Odnalazłam w sobie siłę na to, ale i jestem otwarta na fakt, że uzyskane odpowiedzi mogą odsłonić kolejne absurdy z mojej szafy.
I tak warstwa po warstwie odczarowuję swoje wnętrze. W pierwszej chwili pojawia się lęk, poczucie przygniecenia. Może wyrzuty - po co mi to... po co mi ta cała świadomość siebie. Łatwiej być ślepym. Ale po dłuższej chwili przychodzi ulga i radość. Zauważyłam! Dostrzegłam tę lekcję, dostałam szansę, by podjąć się tej nauki, by uporządkować kolejne półki w mojej szafie.
Jestem wdzięczna za to tornado myśli i emocji. Ruch... zawsze prowadzi do zmiany, a zmiany to zawsze nowa nadzieja, nowa energia i nowa szansa!
Mam tylko jedną prośbę... niechaj wszechświat ma w opiece tych, którzy towarzyszą mi w drodze... by zwyczajnie nie oszaleli przy mnie i przeze mnie!