Wystarczająco dobra
📅 26.09.2021
Jestem w trakcie czytania "Czułej przewodniczki". Poleciły mi tę książkę trzy nieznające się nawzajem kobiety. Był to dla mnie znak, że tej zachęty nie warto ignorować, wręcz przeciwnie, dobrze jest podążyć jej śladem. Więc czytam. Na początku opornie. Przerywam na dłuższy czas, by u progu jesieni znów zasiąść.
Inspiracją do powrotu jest dla mnie kobieta (już czwarta), która z tą książką bardzo mi się kojarzy. Zasiadam w sypialni i czytam. Jest fragment "Czy naprawdę byłabym dobra, wystarczająca, gdybym nic nie robiła? Gdybym zachorowała? Gdybym przytyła?". Na pierwszy plan wcale nie wysuwa się ani waga, ani zdrowie - choć obie te kwestie są dla mnie ważne. Czy byłabym dobra i wystarczająca gdybym nie robiła nic? Czuję ukłucie w sercu. Łzy same napływają do oczu. Rano umyłam w kuchni podłogę, wstawiłam na palnik zupę. Teraz gdy czytam dom spowity jest aromatem dyniowych babeczek. Piekę, bo lubię jeść? Czy piekę, by czuć się wystarczająco dobrą? Nie wiem. Od razu bez zastanowienia wyskakuje z moich ust - piekę bo lubię, bo kocham jeść, bo uwielbiam tworzyć w kuchni smakołyki. A później zapala mi się czerwona lampka. Uwielbiam być zajęta tym, co jest dla mnie przyjemne, a przy okazji daje wymierny efekt dla mnie i mojego najbliższego otoczenia. Czyż jest coś bardziej spektakularnego niż "czarowanie w kotle" ku uciesze rodziny? A gdybym porzuciła kuchenne czary? Odłożyła ścierkę i mopa, przestała prasować i wygładzać każde zagniecenie na materiale? A gdybym przestała dążyć do perfekcji w pracy, gdybym swojego czasu nie wypełniała setkami zajęć i działaniem - czy nadal byłabym wystarczająco dobra? Ucisk w klatce piersiowej podpowiada, że te pytania powinny zawisnąć w przestrzeni, kołysane jesienny wiatrem, bym się z nimi oswoiła, bym przestała od nich uciekać, bym je w sobie utuliła i choć przez chwilę potrzymała je w ramionach.
Ale jest miejsce na Ziemi gdzie nie potrzebuję mieć zajętych dłoni, nie potrzebuję babeczek, naleśniczków czy drożdżowych placków. Gdzie tkaniny z zagnieceniami mogą cieszyć się wolnością. Gdy wyjeżdżam za miasto pod las, jedyne czego pragnę to oddychać i cieszyć oczy przyrodą, która jest dookoła. Warunki zewnętrzne, krajobraz, lekkość powietrza - tak szczelnie mnie otulają, że czuję się wtedy kompletna robiąc nic. A może warunki zewnętrzne, krajobraz i lekkość powietrza dają mi tak nieskrępowaną przestrzeń, że rozprostowuję swoje wtulone szczelnie w ciało skrzydła?! Może dopiero w takich warunkach moje JA ma szansę przebić się poza ustalone schematy, wtłoczone w głowę sposoby reagowania na każdą możliwą sytuację?
Kiedyś broniłam się rękami i nogami przed tym, by posiadać kawałek ziemi. By mieć swój mały raj z dala od miasta, z dala od mieszkania, w którym żyję na co dzień. Jak to?! Może być jakieś miejsce, jakaś MOJA przestrzeń, nad którą nie mam kontroli 24 godziny na dobę?! Wizja ciężkiej pracy, by ogarnąć dzikość natury, ujarzmić ją - zwyczajnie mnie przerastała. Coś się we mnie zmieniło. Stale się zmienia. Otwiera się we mnie przestrzeń na to, by być zamiast stale działać. By wypuścić z rąk niewidzialną nić kontroli nad wszystkim i wszystkimi. Długa droga przede mną. Dobrze, że sprawiłam sobie wygodne buty, utkane ze stale rodzącej się miłości do siebie samej.
A Ty? Czy byłabyś wystarczająco dobra gdybyś robiła nic?