Ziemia-Uzdrowicielka część 2
📅 14.05.2023
Na czym to ja skończyłam? A tak, na zimach. Trzech ostatnich. Długich, ciemnych, bolesnych, ale i pozbawionych pośpiechu. Jeśli nie czytałaś/-łeś pierwszej części Ziemi-Uzdrowicielki, wróć, proszę, do tego posta. Znajdziesz go tu:Ziemia-Uzdrowicielka część 1
W listopadzie zaczęłam odczuwać bardzo mocny ból lewej nogi. Był tak intensywny, że z trudem chodziłam, z trudem leżałam i spałam. Chciałam temat ogarnąć szybko. Po swojemu. Już. Przecież nie ma czasu do stracenia. Trzeba do pracy wrócić, domem się zająć, a ja unieruchomiona marnuję czas.
To zadziwiające, jak bardzo można dbać o ziemię/ogród/sad/działkę, uznając jej naturalne prawo do odpoczynku po pełnym plonów sezonie, a jednocześnie jak mocno można negować potrzebę ciała, do tego samego resetu.
Łapałam się wszystkich możliwości, by szybko stanąć na nogi. I ten przysłówek "szybko" był największym zapalnikiem. Im bardziej chciałam szybko, tym bardziej ciało mówiło "nie". W lutym, po 3 miesiącach walki o zdrowie, miałam już serdecznie dość ortopedów, neurochirurgów, fizjoterapeutów. Miałam dość kursowania między gabinetami, dość zabiegów, ćwiczeń, bólu. Byłam tak zmęczona dążeniem do zdrowia, że odpuściłam.
Dopiero wtedy pozwoliłam ciału na to, by znalazło drogę do uzdrowienia. Po przerwie na regenerację trafiłam w zupełnie nowe ręce. Ale przede wszystkim dałam samej sobie prawo do tego, by ciało zdrowiało we własnym tempie. Czy nie takiej lekcji życia potrzebowałam? Czy nie o cierpliwość i łagodność chodziło? Czy nie to zapragnęłam zaprosić w swoje progi? Dać ciału czas, pozwolić odpocząć. Nie tresować i nie trenować go. Z czułością i delikatnością pielęgnować je.
Dać swojemu JA przestrzeń na zintegrowanie się, dostrojenie, regenerację. Na chwilę bezruchu, na ułożenie w sobie wielu zmian, które zachodziły we mnie od wiosny po koniec jesieni. Pozwolić sobie na zimę. Chyba dlatego pokochałam grzebanie w ziemi, sadzenie, pielenie, sianie. By nauczyć się doświadczać cykliczności przyrody, której jestem częścią. I której prawom także podlegam.
Gdy odkryłam, że jazda na rowerze nie przysparza mi bólu, byłam w siódmym niebie. Odkryłam na nowo swobodę i wolność w przemieszczaniu się z punktu A do punktu B. Ale wciąż było mi mało. Rower co prawda dał namiastkę dawnej sprawności, ale ból nadal mi towarzyszył.
Zaczęłam snuć w myślach plany. Marzyłam o tym, by znów znaleźć się w szumiących objęciach moich brzóz. Wewnętrznie czułam, że gdy tylko ziemia ogrzeje się po zimie, gdy zacznie zielenić się trawa, do mnie też zacznie wracać zdrowie. I nastała wiosna. Zatopiłam się stopami w miękkości gleby, wtuliłam ramiona w brzozowe pnie i z namaszczeniem oddychałam powietrzem mojego prywatnego raju.
Z czułością gładziłam korę drzew, zanosząc prośby w ich korony, by wiatr poniósł je do nieba. Matko Ziemio, bądź mi uzdrowicielką! Przyjmij mój ból i wlej we mnie spokój i ufność, że miejsce, w którym jestem, jest tylko przystankiem, lekcją. Że wszystko, czego doświadczam, prowadzi mnie ku pełni siebie samej. To zadziwiające, że wśród lasu mój ból znika. Mogę spacerować wiele kwadransów, schylać się, grabić, sadzić kwiaty bez dyskomfortu, bez dolegliwości ciała, z ogromnym spokojem, który wlewa się we mnie strumieniami.
Już trzecią wiosnę Wzgórza Niemczańskie przywracają mnie do pełni życia. A z każdym zdrowieniem ciała, uzdrawia się we mnie kolejna wewnętrzna warstwa. Układam się w sobie na nowo, oswajam ze zmianami i nowymi perspektywami. Za każdym razem staję się bliższa sobie. I coraz więcej we mnie śmiałości, by pokazać innym, jak wielka moc drzemie w naturze. Pomóc innym doświadczać niezwykłości, które stają się moją codziennością.
By móc dzielić z innymi tę przestrzeń. Towarzyszyć i mieć towarzystwo w drodze do uzdrawiania potrzaskanych i zranionych zakamarków własnej duszy. Wspólnie czerpać moc i energię od Matki Ziemi. Ogrzać się w blasku ogniska, skąpać stopy w porannej rośnie. Słać ku niebu pragnienia budzące się ze wschodem słońca i z wdzięcznością żegnać kolejny miniony dzień. I wierzę, że jeszcze się z Wami tam spotkam. Jeszcze nadejdzie czas, gdy zaproszę Cię w moje zielone progi i opowiem o mojej drodze.
Jeszcze dane nam będzie witać razem świt, oddawać ziemi trud, ból i żal, czerpać z objęć brzozowych uścisków moc do tego, by żyć w zgodzie ze sobą i w poczuciu pełni. Jeszcze wydarzą nam się takie dni...