Skip to content

Życiowe puzzle

  • iść własną drogą
  • kobiecy punkt widzenia
  • w codzienności

📅 06.11.2023

Minęło sporo czasu od ostatniego posta. Nie zliczę, ile razy siadałam do napisania choć paru słów. Wszystko na nic. Bo szybko okazywało się, że nie sposób ubrać w słowa świat, który mnie otacza.

Jak ubrać w słowa?

Chciałam opowiedzieć o tym, jak to jest godzić się ze stratą. A później o tym, jak przerażające rzeczy dzieją się trochę dalej niż czubek naszego nosa. I jeszcze o demokracji choć parę zdań i o tym wzruszeniu, jakie zrodziło się w sercu, gdy dotarło do mnie, że kobiety postanowiły wziąć we własne ręce swój los.

Albo o tym, jak to jest, gdy świat wali się na głowę, bo Twoje ukochane dziecko doświadcza czegoś złego, a Ty jesteś bezradna tak dotkliwie, że nawet oddech zaczyna boleć. O nowych nadziejach i lepszych miejscach. O rodzących się znajomościach i solidnych przyjaźniach. O bratniej duszy i o partnerstwie.

Lecz ilekroć siadałam przed klawiaturą, palce błądziły. Jakby zapomniały, ku jakim klawiszom powinny się kierować. Tak wiele dzieje się w ostatnim czasie, że nie potrafię złapać jednego wątku i kontynuować go. Natychmiast głowa podsuwa mi nowe tematy, a ja nie umiem zdecydować o tym, który jest dla mnie priorytetowym.

Pozorna komplementarność

Wszystko w ciągu dnia układa się w piękną całość, tylko po to, bym wieczorem zaczęła doszukiwać się jakichś niuansów, maleńkich drzazg, porowatości w gładkiej strukturze spraw ułożonych. Szukam tak długo, aż znajdę tę zadartą niepozornie skórkę przy paznokciu planu życiowego. A później kusi mnie, by ją zerwać, czym sprawiam sobie olbrzymi ból. Są miejsca, których lepiej nie rozdrapywać. Nie po to, by o nich zapomnieć, ale po to, by nie tworzyć większej rany, niż jest. Posiadam nieznośną zdolność do tworzenia głębokich ran z powierzchownych skaleczeń. Niepotrzebnie rozgrzebuję sprawy małej wagi, tworząc z nich okopy, w których grzęznę na długie tygodnie.

Może nadszedł dla mnie czas, by zacząć układać się z życiem i sobą samą w najprostszych formach istnienia? Bez grzebania do głębi, bez ciągłych interpretacji i miliona perspektyw. Spróbować cieszyć się i smucić tym, co jest. Tak po prostu.

Skoro ułożyło się wnętrze, to czas by zaakceptować i ułożyć to, co na zewnątrz. I nie mówię o wielkim świecie, a o swojej najbliższej okolicy. O czterech ścianach, o najważniejszych ludziach, o własnym ciele. Zaakceptować, kochać, uznać, dać sobie czas i przestrzeń. Pozwolić doświadczać tego, co tu i teraz bez ciągłej oceny/krytyki/polaryzacji. Brać co jest i z ciekawością dziecka przyglądać się sytuacji zastanej.

Sielskość niesielska

Uzbierałam całkiem spory bagaż doświadczeń. Wychodziłam obronną ręką z wielu trudnych zakrętów życiowych. I wydawać by się mogło, że spokojny rytm dnia codziennego wśród dobrych ludzi jest idealną sielską perspektywą. A jednak ze sporym trudem przychodzi mi egzystowanie w takim anturażu. Być w życiu bez konieczności ciągłego działania. Wymienianie się cząstkami dobra bez robienia wszystkiego na zapas, dla kogoś, za kogoś. Trzymanie się tylko swojej roli na scenie życia, zamiast suflerowania połowie globu.

Pragnęłam poukładanego, spokojnego życia, a okazuje się, że taka jego forma również może przysparzać trudności. Tak bardzo przywykłam do drążenia i szukania dziury w całym, że zgoda na sielskość przychodzi mi z ogromnym oporem. Ale nauczę się nowej rzeczywistości. Wrosnę w nią i stanie się moim środowiskiem naturalnym, moją macierzą.

← PoprzedniNastępny →

Komentarze

  • Powered by Contentful